poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 5

Reyna

Grecja

 Traciłam kontrolę. Bałam się. Bałam się, że stracę ponownie brata. Silas przebudzał się powoli, a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Najwyraźniej Qetsiyah mieszała w mojej magii. Jak? Tego nie wiem.
 I co z tym zrobisz zdrajczyni? - szeptały mi duchy czarownic.
 Co z tym zrobię? Spróbuję ratować brata, jeślibym miała stracić nieśmiertelność. Ba! Nawet życie.
 Silas poruszył się niespokojnie na łóżku.
 Z oczu pociekły mi łzy bezsilności. Czułam, że tracę brata, a już i tak straciłam matkę i ojca dwa tysiące lat temu. Walczyłam, ale wyzwanie mnie przerosło.
 - Ej, ej. Nie płacz, siostrzyczko. Proszę - spojrzałam w zielone oczy brata - nie stracisz mnie. Nigdy - przytulił mnie, jak w tedy, kiedy byliśmy małymi dziećmi i upadłam na ostre kamienie. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie - dziękuję - szepnął do mnie.
 - Za co?
 - Za to, że mnie ratujesz - pocałował mnie w czoło.
 Zamknęłam oczy i starałam się na niczym nie skupiać.
 Drgnęłam. Silas spojrzał na mnie z troską.
 - Coś się dzieje. Coś złego - poderwałam się na równe nogi.
 - Co?
 - Kilka dni temu skontaktowałam się z Eleną przez sen. Od tamtej pory nie mogę jej wyczuć. Chyba Qetsiyah się czegoś domyśla. Może nawet opętała Bonnie.
 - Ale jeśli porwali sobowtóra, to musieli go kimś zastąpić. Kim? Na pewno nie Katherine - powiedział Silas.
 - Amara jest uśpiona, Łucja* nie żyje, Katherine nikomu nie pomoże, a Elena jest porwana. Boże! Tatia - krzyknęłam.
 - Ta Petrova z umysłów Pierwotnych? A to spryciara. Myślałem, że została złożona w ofierze.
 - Jakoś przeżyła. Ale żeby się mścić? Na tych, których się kiedyś kochało?
 - Qetsiyah mnie kochała i teraz się mści - odpowiedział Silas.
 - Faceci - westchnęłam - to jest wiedźma, jest bardzo pewna siebie. Pewnie myśli sobie, że nas pokona, ale się myli.
 - Co musimy zrobić?
 - Oj nie martw się, ja coś wymyślę - uśmiechnęłam się złośliwie
 Wyszliśmy z domu. Silas narzekał na głód, więc poszedł do jednego z barów w miasteczku. Do zabijania ludzi zawsze podchodziłam sceptycznie, ale mój brat nie.
 Kiedy po godzinie wyszedł z baru, nawet nie był brudny od krwi.
 - Ilu? - zapytałam z niesmakiem.
 - Spokojnie, siostra. Zero. Tylko podciąłem im nadgarstki i wlałem sobie do szklanki. Nie mam ochoty zabijać Greków - mrugnął do mnie.
 - Za godzinę mamy samolot. Musimy się śpieszyć - powiedziałam i pognałam w stronę samochodu.
 Brat dogonił mnie, ale było widać, że nie lubi pośpiechu. Zresztą nigdy nie lubił.
 Wsiadłam do samochodu od strony kierowcy, co również mu się nie spodobało.
 - No co? - zmarszczyłam brwi.
 - Wolałbym ja prowadzić. Jeśli oczywiście mi pozwolisz - dodał widząc moją wkurzoną minę.
 - Jasne - wysiadłam i szybko zajęłam miejsce pasażera.
 Jechaliśmy w stronę Aten. Nie miałam ochoty rozmawiać z Silasem. Mimo tego, że nie widziałam go przez dwa tysiące lat.
 - Powiedz coś - odezwał się nieśmiertelny.
 - Co?
 - Skąd wiedziałaś, że mnie "ożywili"?
 - Obserwowałam twojego sobowtóra od jakiegoś czasu. I wiesz, on wcale nie jest taki święty na jakiego wygląda.
 - To znaczy?
 - Był Rozpruwaczem, spotykał się z Rebekhą...
 - Pierwotną? Niezłe z niej ziółko. Tylko, że ona jest taka naiwna. Chyba dalej jest zakochana w Stefanie, co?
 - Może tak, może nie. Nie obchodzi mnie jej życie miłosne. Zgubiłam rachubę po pierwszym wieku jej egzystencji.
 Silas nie wytrzymał i zaczął się trząść ze śmiechu. Dołączyłam do niego i cała podróż minęła nam w miłej atmosferze.


_________________________________
*wymyślone imię dla nieznanego sobowtóra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz