środa, 28 października 2015

Rozdział 21

Jak zwykle przypominam o ankiecie z boku i KOMENTOWANIU!!!!
___________________

 - Znajdziesz ją? - zapytał Kol
 - Nie wiem. Masz coś co należy do niej?
 - Szczotkę do włosów. Tyle mogłem zabrać ze strychu zanim Klaus i banda wampirów się tam zjawili.
 - Spróbuję.
 - Pomóc ci w czymś, Bonnie?
 - Nie. I tak dużo zrobiłeś.

 Ktoś trzasnął drzwiami. Andrea wychyliła się zza drwi od kuchni. Nie była zaskoczona, że Elijah wszedł jakby był u siebie.
 - Dzień dobry się mówi - rzuciła kąśliwie.
 - Co? - zapytał zaspany.
 - Przeprowadź się tu. Oszczędzisz nam rozwalenia drzwi. Uwierz, że one nie wytrzymają długo - i ponownie zniknęła w kuchni.
 - Może to jest rozwiązanie - uśmiechnął się słabo i wszedł na piętro.

 Brunetka stała przed lustrem. Zastanawiała się w co ma się ubrać. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Odwróciła się i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej granatową bokserkę, czarne, skórzane spodnie oraz czarne botki. Na ramiona zarzuciła kurtkę i wyszła z pokoju hotelowego. Postanowiła, że dzisiaj się zabawi sama lub z kimś kto się nawinie. Szła pewnym krokiem ulicami Nowego Orleanu. Była zadowolona z tego, że kilku mężczyzn odwróciło się za nią.
 Doszła w końcu do centrum Francuskiej Dzielnicy. Trwała właśnie w najlepsze parada. Zresztą takie imprezy odbywają się prawie codziennie.
 Wampirzyca dołączyła do bawiących się ludzi. Komuś odebrała butelkę z whiskey, innemu zabrała papierosa. Tańczyła, śmiała się jak nigdy przedtem. Może tak smakuje wolność? Gdy zrobiła kolejny obrót trafiła na bruneta. Uśmiechnęli się do siebie i zaczęli tańczyć.
 Oboje myśleli w tamtej chwili:
 Chcę żyć.
 Chcę znów normalnie spać.
 Chcę znów słyszeć szczere kocham.
 Chcę Ciebie i tylko Ciebie.
 Chcę znów wierzyć.
 Chcę znów zaufać.
 Chcę się uśmiechać.
 Chcę być szczęśliwym.
 Chcę poczuć się żywym.
 Chcę nie martwić się przyszłością.
 Chcę mieć nadzieję.
 - Dziękuję - powiedziała kiedy ją przytulił.
 - Cała przyjemność po mojej stronie.
 Nagle dziewczyna złapała się za głowę, a chłopaka odrzuciło w tył. Na skraju świadomości usłyszała:
 - Nie zwyciężona Katerina Petrova złapana. Zabrać ją, a Enza zostawicie. I tak jej nie uratuje.

 - Wiesz, że jej nie znajdą, Elijah. Ja umrę. Po co się oszukiwać. I tak tracę zmysły - westchnęła cicho.
 - Nie umrzesz. Ani ja, ani Kol nie pozwolimy na to - powiedział pewnie Pierwotny.
 - Ona prędzej sama się zabije niż pozwoli dokończyć rytuał.
 - Znajdą ją. Kol nawet nie śpi, aby dokonać tego.
 Reyna usiadła na łóżku po turecku. Jej wzrok był po raz pierwszy od kilku tygodni skupiony. Miała zaciśnięta usta i zmarszczone czoło.
 - Obiecaj mi coś - rzekła poważnie.
 - Wszystko - pocałował jej dłonie.
 - Zasztyletujesz go kiedy mi się pogorszy - szepnęła - nie chcę by cierpiał. Tak, wiem, że teraz spotyka się z Bonnie, ale to tylko na miesiąc.
 - I co mu powiem?
 - Nic. Od razu się domyśli.
 - A co ze mną? Myślisz, że mnie to nie zrani? - zapytał zrozpaczony.
 - Elijah, Kol kiedy został przemieniony był wprawdzie dzieciakiem. A ty... jesteś starszy. Radziłeś sobie z gorszymi rzeczami.
 - Może ja też się zasztyletuję? Tak na zawsze?
 - Proszę, nie mów tak! Zasługujesz na szczęśliwe i długie życie.
 - Po co mi życie, które przynosi mi ciągle pecha?
 Całą rozmowę podsłuchał Aleksy. To go przerastało. Jego siostra, która zastąpiła mu matkę i ojca miała umrzeć. Tyle dla niego zrobiła, a on dla niej nic. Bo nigdy nic od niego nie oczekiwała.
 Po kilkunastu minutach analizowania wiedział co ma zrobić.
 - Andrea, możesz tu przyjść?
 - O co chodzi? - zapytała znudzona.
 - Wiem jak ocalić naszą siostrę.

 - Kol, ale jej nigdzie nie ma! Tak jak by się rozpłynęła w powietrzu - krzyknęła Bonnie.
 - Zaklęcie maskujące? - zaproponował Kol.
 - Musiało by być silne. Bardzo silne.
 - Zadzwonię do Nika.

 Biegła przez las. Była coraz bardziej wyczerpana. Wydawało jej się, że nigdy nie dobiegnie do celu. W pewnym momencie zgięła się w pół i upadła na ziemię. Kiedy podniosła głowę ujrzała mały, drewniany domek. To właśnie było celem jej ucieczki.
 - Auć - syknęła, kiedy znowu poczuła, że ktoś próbuje ją odnaleźć za pomocą magii.
 Weszła do domku. Znalazła to czego potrzebowała, czyli sznur i krzesło.
 Znowu poczuła ból w głowie, ale nie blokowała już zaklęć. I tak nie miało to sensu. Nie zrobią jej nic.
 Wyszła na zewnątrz. Podeszła do pierwszego lepszego drzewa i zawiesiła na nim sznur, w który wcześniej zrobiła pętlę. Postawiła krzesło pod gałęzią i weszła na nie. Zawiesiła sobie pętlę na szyi i zeskoczyła z krzesła.

 - Jesteś idiotą - stwierdził Silas.
 - Ale to jedyny sposób!
 - Naprawdę jesteś idiotą - rzuciła Andrea.
 - Słuchajcie, i tak to zrobię z waszą pomocą czy bez. Po mojej śmierci będzie płakać niewielu jak po jej.
 - Ja będę płakać, ona będzie płakać. Złamiesz jej i tak już pęknięte serce.
 - Siostrzyczko, wiem, ale trzeba wybrać mniejsze zło. Uratujemy Reynę i Nowy Orlean.
 - A co z trzema czarownicami ze żniw? - zapytał Silas.
 - Nie wiem. Jeśli ktoś skończy rytuał to ożyją, ale jak wiemy, większość starszych wiedźm, które mogły by to zrobić zostały zabite przez Marcela.
 - Ale on nie żyje - westchnął Silas.
 - No i co z tego? Teraz terror sieje Niklaus. Ale bez Daviny nie utrzyma w ryzach czarownice.
 - Zeszliśmy z tematu twojej ofiary, Aleksy - zauważyła Andrea - masz zaklęcie?
 - Mam.
 - Kiedy zaczynamy? - ponownie zapytał nieśmiertelny.
 - Kiedy ostatni żywioł będzie chciał zniszczyć miasto.

 - Caroline, jak miło, że przyszłaś - uśmiechnął się Klaus.
 - Cieszę się, że mnie zaprosiłeś - odwzajemniła uśmiech - co chciałeś mi pokazać?
 - Kiedy odzyskałem mój dom pomyślałem, że zechcesz zobaczyć trochę historii Nowego Orleanu. Tak, więc zapraszam na prywatne zwiedzanie, panno Forbes.
  Podał jej ramię i zaczęli zwiedzanie. Nik opowiadał z wielką pasją o mieście i o domu. Caroline widziała jak stara się jej zaimponować. Wiedziała również, że on pewien sposób ją kocha. Jak bardzo? Tego nie wiedziała. Tak samo nie wiedziała jak kocha go.
 - Klaus, muszę ci coś powiedzieć. Ja... - przerwał jej pocałunkiem. Wiedział doskonale co chciała powiedzieć.
 - Ja ciebie też Caroline Forbes - i ponownie wpił się w jej usta.

Wampir próbował się wyrwać, ale nie miał siły, bo została mu wbita w szyję werbena.
 - Nic ci to nie da - powiedział jeden z wampirów, który trzymał go za ramiona.
 Wiedział, że przegrał. Ale się zemścił. I to dawało mu poczucie satysfakcji. Zginie w pełni zaspokojony. Tylko szkoda mu było Reyny. Uratowała go, a on się nawet nie pożegnał.
 - Przykro mi stary - westchnął Diego.
 Szybkim ruchem wbił mu kołek w pierś.
 Thierry poczuł jak życie ulatuje z niego. Najpierw był ostry ból w sercu, ale następnie ulga. Nic nie czuł. Ani werbeny w żyłach, ani kołka w sercu, ani rąk trzymających go za ramiona. Był już tylko spokój i bezwład.

  Katherine ocknęła się. Była przykuta łańcuchami do drzewa. Naprzeciwko niej siedziała Elena.
  Elena? Nie Tatia Petrova! Jej przodek, ukochana Niklausa i Elijahy Mikaelsonów. Ta, która oddała swoją krew, aby mogły zostać stworzone wampiry.
 - I co się gapisz? Nie widziałaś samej siebie w lustrze? - rzuciła kąśliwie Tatia.
 Tak, to naprawdę Petrova.
 - Wiesz, nawet widzę w nas jakieś podobieństwo. Nie z wyglądu. Z charakteru. Ukrywałyśmy się całe nasze życie, rozkochałyśmy w sobie dwóch braci i się nie poddałyśmy. Mamy w sobie ogień Petrovych. Ale Elena także jest do nas podobna. Tylko, że ona robi wszystko inaczej niż my. Robi to po dobroci. I jest męczennicą. Nie denerwuje cię ona czasem? Nie uważasz, że nie zasługuje na życie?
 - Mylisz się. Nie jesteśmy do siebie podobne. Racja rozkochałyśmy w sobie dwóch braci, ale ty ich porzuciła i znienawidziłaś. A ja nadal kocham Stefana, choć nie będę mogła go mieć. A Elena zasługuje na życie. Boże ja naprawdę do powiedziałam. Także rozkochała ich obu, ale wybrała jednego. Może i jest męczennicą, ale co ma zrobić. Jest nie tylko Petrovą, ale i Gilbertem, a oni potrafią poświęcić samych siebie dla dobra innych.
 Tatia podeszła do niej i strzeliła ją w twarz. Złapała ją za podbródek i syknęła
 - Lepiej nic nie mów, bo nie wiem czy dożyjesz do rytuału.

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 20

Mówiłam, że rozdział będzie przed czwartkiem! Przypominam o ankiecie z boku!
__________________
 Kiedy Stefan i Caroline się dowiedzieli, że Damon odzyskał człowieczeństwo odetchnęli z ulgą. Czyli jeden problem z głowy. Mogą wrócić na uczelnię! I bawić się. Tylko Jeremy był nie w sosie i nikt nie wiedział dlaczego. Chłopak nie chciał nikomu nic nie powiedzieć, a Bonnie także się nie wygadała.
 Pierwszy dzień na uczelni po długiej przerwie był dość trudny. Nie wiedzieli o wielu istotnych rzeczach z wykładów, ale Rebekah dała im przepisać swoje notatki.
 - A gdzie Kol i Reyna? - zapytał Stefan Pierwotnej po zajęciach.
 - Mój brat... hm... albo nie wychodzi z pokoju albo gdzieś znika. I zawsze wraca uśmiechnięty jak idiota lub cholernie przybity. A to wcale nie jest najgorsze. Elijah zaniedbał się okropnie. Co drugi dzień wraca do domu, tylko po to aby się przebrać. A co z Reyną, tego nie wiem. Kol nic nie mówi.
 - A wiesz gdzie ona mieszka?
 - Nie. Kol pewnie wie, ale jak już mówiłam nie odzywa się do nikogo.
 - A możesz sprawdzić, kiedy Kola nie będzie? - spojrzał na nią z nadzieją.
 - Spróbuję - uśmiechnęła się delikatnie.
 - Dziękuję - pocałował ją krótko i złapał za rękę.

 Klaus ponownie zaczął dzwonić do Caroline. Wcześniej nie miał do tego głowy, ponieważ szukał zabójcy Marcela. Diego stwierdził, że Thierry'ego nigdzie nie było widać od tamtego dnia, więc było pewne, że to on go zabił.
 "- Tu Caroline Forbes. Jeśli to coś ważnego, to zostaw wiadomość" - i kolejny raz odezwała się poczta głosowa.
 "- Kochana, proszę oddzwoń jak najszybciej" - Pierwotny znowu zostawił wiadomość na poczcie głosowej.
 Schował urządzenie do kieszeni. Właśnie miał wyjść z domu, kiedy to wleciał Kol.
 - Hola, hola! Bracie, gdzie ty tak często wybywasz? - zapytał z kpiną.
 - W wiele różnych miejsc, tam gdzie jestem potrzebny - odpowiedział wymijająco.
 - To prawda, że Silas tu jest? I ma rodzeństwo? - zapytał Klaus Kola z zaskoczenia.
 - Jest tu, no i ma rodzeństwo. Nie mam czasu. Wezmę szybki prysznic, się przebiorę i znikam - wbiegł do swojego pokoju.
 To był naprawdę szybki prysznic, ale dokładny. Brunet przebrał się w czarną koszulę i dżinsy. Szybko narzucił na siebie swoją ulubioną kurtkę i wybiegł z posiadłości. Mimo tego, że był strasznie zmęczony, pobiegł na kolejną randkę. Z Bonnie Bennett. Sam nie wiedział czemu się tak zaangażował.
 - Hej - przywitała go czarownica uściskiem - wyglądasz na skonanego. Powinieneś się wyspać, a nie tu przychodzić.
 - Nie mogłem się powstrzymać. Tak poza tym zasypiam u Reyny...
 - Tsa. Na podłodze to nie spanie - odpowiedziała.
 - Daj spokój! Wyśpię się po wszystkim - wyszczerzył się do Bonnie.
 - Co z nią? - zapytała. Kol dobrze wiedział o co chodzi.
 - Coraz gorzej. Jak śpi to się rzuca i poci, a jak nie to wymiotuje i ma napady.
 - Jakie napady?
 - Takie jak Rozpruwacz. Chce wszystkim zabić. Silas powstrzymuje ją, wchodząc do jej umysłu. Ale nie działa to zbyt długo.
 - Mogę jakoś pomóc? - spojrzała na niego z nadzieją.
 - Wystarczy, że jesteś ze mną - pocałował ją w policzek.

 Wilkołaki miały kolejne zebranie. Wszyscy myśleli jak pozbyć się wampirów z Nowego Orleanu raz na zawsze. Nikt nie wiedział, że miasto nie pociągnie zbyt długo. Został raptem miesiąc do całkowitego zniszczenia. A tym samym końca wszystkich wilkołaków, wampirów, czarownic i ludzi w mieście.
 - Może ty masz jakiś pomysł - zapytał Oliver Qetsiyah.
 - Najlepiej zaatakować ich w dzień, kiedy większość wampirów nie może wyjść z cienia.
 - To mogłoby się udać. Ale Silas... - zaoponował Jackson.
 - Zajmuje się swoją siostrzyczką. Poza tym nie mógłby używać swoich mocy na tak licznej grupie jaką stanowią tutejsze wilkołaki.
 - A Pierwotni?
 - Elijah cały czas przesiaduje z Reyną, Kol także lub spotyka się z Bonnie Bennett, Rebekah zajmuje się sobowtórem, a Klaus Caroline. Pozostaje Finn, który zresztą wyjechał i nigdy nie wróci do tego miasta.
 - A co będziesz z tego miała? - zapytał podejrzliwie Jackson.
 - Zrealizuję swoją zemstę.
 - A Tatia Petrova?
 - Ja dorwę Elijahę. I zemszczę się na nim - odpowiedziała zimno Petrova.

 Chciał spać. I to bardzo chciał. Nie mógł. Kiedy zamykał oczy widział swoją siostrę zwijającą się z bólu. Ciągle w uszach brzmiały jej jęki.
 Aleksy wstał z łóżka. Wiedział, że dłużej nie wytrzyma w bezruchu. Zamknął swoją sypialnię i poszedł do Reyny.
 Blondynka spała. Spokojnie, co nie zdarzyło się od kilku dni. Obok łóżka na podłodze leżał Elijah Mikaelson i trzymał dziewczynę za rękę. Także spał. Ostatnio często tu przesiadywał. Częściej niż Kol.
 Brunet usiadł na łóżku i odgarnął siostrze kosmyk włosów z czoła. Westchnął ciężko. "Czemu to nas spotyka?" - Pytał sam siebie.
 - Aleksy? - zapytała przez sen.
 - Jestem - szepnął.

 - Andreo, wyjdź na spacer, a nie siedź cały czas w domu. Nie można się tak zamartwiać - rzekł Silas.
 - Może ty wyjdź, hm? Ciągle siedzisz z Amarą w swojej sypialni. Co wy tam robicie? - zapytała z uśmieszkiem.
 - Dociekliwa jak zawsze.
 - No i co? Wyjdziesz ze swoją dziewczyną na randkę?
 - Dobry pomysł, siostrzyczko - puścił do niej oczko i wszedł na górę.
 - Co za kretyn!

niedziela, 18 października 2015

Ogłoszenie #3

Wiem, że chcecie nowy rozdział, ale weny brak, a tę resztę co miałam wykorzystałam na innym blogu, bo POJAWIŁ SIĘ KOMENTARZ! Cieszę się, że jest tyle wyświetleń, ale wiecie, to nie wystarczy w całości.
 Koniec mojego apelu! Macie kilka fragmentów z Rozdziału 20:

Czyli jeden problem z głowy. Mogą wrócić na uczelnię! I bawić się. Tylko Jeremy był nie w sosie i nikt nie wiedział dlaczego. Chłopak nie chciał nikomu nic nie powiedzieć, a Bonnie także się nie wygadała.

 - Hola, hola! Bracie, gdzie ty tak często wybywasz? - zapytał z kpiną.
 - W wiele różnych miejsc, tam gdzie jestem potrzebny - odpowiedział wymijająco.

 - Tsa. Na podłodze to nie spanie - odpowiedziała.
 - Daj spokój! Wyśpię się po wszystkim - wyszczerzył się do (...)

Bądźcie cierpliwy! Rozdział pojawi się przed czwartkiem

+Jest ankieta z boku! Zagłosujcie!

sobota, 10 października 2015

Rozdział 19

Macie kolejny rozdział.
Przypominam o ankiecie z boku oraz o KOMENTOWANIU!!!!!!
_____________________
Promienie wczesnego słońca wpadły do jej pokoju. Otworzyła oczy. Nie spała całą noc, bo ciągle chciała wymiotować. Usiadła na łóżku i spojrzała na podłogę. Na miękkim dywanie leżał Aleksy. Pilnował swojej siostry całą noc.
 Rozległo się pukanie do drzwi.
 - Proszę - powiedziała Reyna.
 Pierwszy raz zobaczyła swoją młodszą siostrę. Zmieniła się. Czarne włosy Andrei były proste, a nie kręcone jak dwa tysiące lat temu.
 - Cześć. Jak się czujesz? - zapytała czarnowłosa anielskim głosem.
 - Jak widać - nieśmiertelna uśmiechnęła się - a ty?
 - Bardzo dobrze. Pomóc ci w czymś?
 - Możesz mnie zaprowadzić do garderoby? Nie chcę Aleksego budzić.
 - Idiota - mruknęła Andrea pod adresem brata. Podała rękę Reynie.

 Kol leżał na łóżku, a obok niego Bonnie. Jeszcze spała. Pewnie nawet nie pamiętała co się wydarzyło wczorajszej nocy.
 Brunet westchnął i ponownie zamknął oczy.
 (Tak dla jasności nie było niczego 18+!)
 Wsłuchał się w oddech brunetki. Był spokojny i cichy.
 Usłyszał dzwonek komórki. Sięgnął do kurtki i wyciągnął urządzenie. Przyszedł SMS. Od Elijahy
 "Wiesz gdzie ona jest?"
 Odpisał mu natychmiast:
 "U siebie w domu. Ale nie najlepiej się czuje, więc pewnie cię do niej nie puszczą."
 Wstał szybko z łóżka. Musiał jechać do Reyny.
 - O mój Boże! - usłyszał kobiecy głos - pierwszy raz się upiłam!
 Kol uśmiechnął się.
 - Widzę. Najlepiej nie pij za dużo.
 - Pamiętam... o  nie... czy my...? - spojrzała na niego zrozpaczona.
 - Niczego nie żałuję - powiedział i wyszedł z jej pokoju.
 Uśmiechał się jak głupi do sera.

 Caroline jadła śniadanie. Powoli. Nie miała nastroju na nic. Klaus się nie odzywał. Tyler zresztą też. Jednak hybrydy to dupki!
 - Damon u siebie? - zapytał Enzo, wchodząc do kuchni.
 - Tak. A, bo co?
 - A nic - uśmiechnął się jak idiota.
 Poszła za nim. W salonie stała Elena i Silas, a Lorenzo wprowadzał właśnie Damona.
 - Co wy robicie?! - krzyknęła blondynka.
 - Pomagamy - odpowiedział Silas.
 - Dajcie spokój. Ja nie chcę! - jęczał Salvatore.
 - Zamknij się - powiedział cicho nieśmiertelny i spojrzał mu w oczy - włącz to!
 Wyraz twarzy Damona zmienił się z bezuczuciowego na pełen rozpaczy.
 - Eleno... ja przepraszam - spojrzał w jej oczy przez sekundę i spuścił wzrok.

 Nadeszła upragniona noc. Była pełnia. Wszystkie półksiężycowe wilkołaki zebrały się wokół ogniska. Czekały, na to aż Qetsiyah skończy robić miksturę.
 Tatia się niecierpliwiła. Obok niej siedziała Sophie Deveraux, spętana magicznymi kajdanami.
 - Gotowe - oznajmiła czarownica, wstając z ziemi. Podała Jackson'owi miksturę - niech każdy to wypije, wtedy nie przemieni się po skończeniu pełni. Ale żeby zadziałało trzeba zabić czarownicę z krwi tej, która rzuciła na was klątwę!
 Petrova wstała i pociągnęła za sobą Sophie.
 - Proszę, nie - szeptała przerażona - moja siostrzenica...
 Nie dokończyła. Qetsiyah bez żadnych emocji poderżnęła jej gardło.
 Wilkołaki spojrzały po sobie, ale wypili miksturę wiedźmy. Czekali pełni napięcia. Pełnia przeminęła. Nie przemienili się.

 Jeremy był wściekły. Bonnie właśnie powiedziała mu, że całowała się z Kolem!
 Wybiegł z domu. Nie chciał patrzeć na nią. Zrobił to samo co Damon. Poszedł do baru się upić.*

 - Wpuście mnie! Do jasnej cholery! - Elijah walił w drzwi.
 Był wściekły, bo od kilkunastu minut nikt go nie chciał wpuścić.
 - Nie drzyj się tak - w końcu otworzyła mu brunetka - Aleksy śpi, a Reyna nie chce go budzić.
 - Mogę wejść? - zapytał spokojnie Pierwotny.
 - Och... No dobra - odsunęła się na tyle by mógł wejść - ale ona też śpi.
 - Czuję krew. O co tu chodzi?
 - Nikt ci nie powiedział? Moja siostra umiera, bo żniwa nie zostały ukończone! Jeszcze jedna czarownica musi zginąć...
 - Nikt więcej nie zginie - przerwał jej.
 - Nie rozumiesz. Te dziewczyny ożyją po skończeniu rytuału. To stara magia. Najstarsza. Jeszcze jedno. Davina i tak umrze, ale pociągnie za sobą cały Nowy Orlean.
 - Czemu mam ci wierzyć? - zapytał cicho podchodząc do niej.
 - Bo kochasz moją siostrę. Nie zaprzeczaj. Widać to w twoich oczach kiedy się o niej wspomni. Słychać było to, kiedy się tu dobijałeś. Ale boisz się to wyznać, bo wymazała ci pamięć. Wierz mi. Można jej zaufać. Już tyle zrobiła by chronić to miasto i tych, których kocha...
 I ponownie coś przerwało Andrei. Tym razem był to odgłos wymiotów.
 - Aleksy! Rusz swój zgrabny tyłek i pomóż Reynie - krzyknęła - co za idiota - dodała już ciszej i weszła na schody.

 Rebekah siedziała na wykładach. Jako jedyna z całej "elity Mystic Falls". Nikt z nich nie przychodził. No, może poza Bonnie, która miała z nią tylko jeden wykład. Pierwotna musiała przyznać, że tęskni trochę za Stefanem.
 Słuchała monotonnego głosu wykładowcy. Nic nie rozumiała z tego co mówił.
 W końcu skończyły się zajęcia i Bekah mogła oddać się przyjemniejszemu zajęciu. Pojechała do spa.
 Taki relaks pomógł wampirzycy uporać się z stresem i tęsknotą. Nie całkowicie, ale tylko troszeczkę.

 Sobowtór Petrovej siedziała w eleganckiej restauracji. Na nikogo nie czekała, po prostu siedziała. W końcu była wolna. Klaus dał jej tego czego chciała. Ale trochę za późno. Nie miała dokąd pójść. Rodzinę straciła pięćset lat temu. Wypiła kolejny kieliszek wina.
 - Co taka piękna kobieta siedzi sama?
 Spojrzała na wampira.
 - Katherine Pierce, prawda?
 - Prawda, a ty? - zaczęła z nim flirtować.
 - Lorenzo. Ale mów mi Enzo. Może pójdziemy się zabawić na mieście?
 - Z przyjemnością - upiła resztkę wina i pozwoliła mu się wyprowadzić z lokalu.

sobota, 3 października 2015

Rozdział 18

Minęło już kilka dni. Caroline ani Elena nie odstępowały Bonnie na krok. Stefan cieszył się z takiego obrotu sprawy, choć musiał całymi dniami zajmować się Damonem. Elena co jakiś czas próbowała przemówić jego bratu rozumu.
 - Damon! Proszę! Idioto! Kocham Cię! - pewnego razu nie wytrzymała i się na niego wydarła.
 - Odwal się! - warknął bez emocji (!)
 Elena wróciła do salonu i usiadła na fotelu. Wbiła puste spojrzenie w ścianę i tak siedziała.
 - Potrzeba kogoś silniejszego niż ty czy Pierwotni - powiedział Enzo wyrywając Elenę z otępienia.
 - Niby kogo?
 - Pomyśl, kto jest starszy niż wampiry?
 - Nawet nie myśl o Silasie! Ten wariat próbował nas zabić!
 - Ale ma jeszcze siostrę. I to jest jego lepsza wersja.
 - Ok. Spróbujemy. A co jeśli nie będzie mogła? - Gilbert była pełna zwątpienia.
 - To zmusi brata - odpowiedział Enzo.

 Silas zaparkował przed rezydencją. Amara jako, że była od niedawna w tym świecie, była pod ogromnym wrażeniem. Jej piękne oczy chłonęły cały dom.
 - Jako to możliwe, że świat tak się zmienił? - zapytała, ponownie patrząc na ukochanego.
 - Sam nie wiem - uśmiechnął się - zapytasz Reyny.
 Wysiedli z samochodu i weszli do środka. Oczom Amary ukazał się elegancki hol.
 - Coś jest nie tak - Silas zmarszczył nos.
 I właśnie w tym momencie na schodach pojawił się Aleksy. Chłopak stanął jak wryty na widok starszego brata.
 Silas bez namysłu rzucił się na chłopaka.
 - Jak ty możesz żyć?! - warknął.
 - Magia Qetsiyah - stęknął.
 Wtedy sobie przypomniał, że przecież może używać magii (!). Odepchnął brata ruchem ręki i przygwoździł go do ściany.
 - Przestań! - krzyknęła przerażona Amara. (dodam jeszcze, że ona nie znała nigdy młodszego rodzeństwa Silasa ~dop. autora).
 - Nie bój żaby, skarbie. Nie mam zamiaru go zabić. W końcu jest moim bratem. Silas - zwrócił się do niego - puszczę cię i porozmawiamy na spokojnie, ok?
 - Ok - westchnął chłopak.
 Aleksy go puścił i nieśmiertelny usiadł na sofie.
 - Mów.
 - Z Reyną jest źle i to bardzo - zaczął bez ogródek Aleksy - od dwóch dni nie wychodzi z łóżka, a wczoraj zaczęła wymiotować krwią.
 - No to źle - skwitował Silas.
 - Kol szuka teraz Daviny. Widział ją kiedy zabierał Bennett z przymusowej "terapii" - zaznaczył cudzysłów palcami.
 - No to nam nie pomoże - do willi wszedł Lorenzo, a za nim Elena.
 - Amaro poznaj swojego sobowtóra, Elenę. Eleno poznaj Amarę - uśmiechnął się Silas.
 Dla nieśmiertelnej to była bardzo dużo. Ale uśmiechnęła się i uścisnęła dłoń Gilbert.
 - W czym pomóc? - zapytał Aleksy, jak zwykle podekscytowany nową sytuacją.
 - Damon wyłączył człowieczeństwo... - zaczął Enzo.
 - ... A wy chcecie, aby wam pomóc - zakończył Silas - zgoda. Ale pod jednym warunkiem - zaznaczył - pomożecie nam znaleźć Davinę Claire.
 - Wow - Elena była zaskoczona.
 - To, albo nici z pomocy.
 - Zgoda - zawołali chórem Enzo i Elena.

 Klausowi znowu udało się wyrwać z domu. Chciał iść do Caroline, kiedy zatrzymał go Diego.
 - Marcel nie żyje - powiedział wściekle - miałeś w tym udział? - zapytał z wyrzutem.
 Ale Nik nic nie odpowiedział. Poczuł ponownie stratę najlepszego przyjaciela.
 - I co? Nic nie odpowiesz?
 - Jak? - zapytał cicho.
 - Ktoś przebił go kołkiem. I jeszcze widziano Thierry'ego jak spacerował sobie spokojnie po mieście.
 - Ale Thierry jest w ogrodzie...
 - ...tylko, że nie ma tam żadnego wampira. Wszystkie uciekły. Kazałem innym przeszukać miasto, ale, jak mówiłem, widziano tylko Thierry'ego.
 - Zajmiemy się tym. Spróbuj przechwycić swojego przyjaciela i wyślij kilka wampirów poza Nowy Orlean, aby poszukali reszty. Ale to mają być ci, którzy znają tamtych.
 - Oczywiście. A co z zabójcą Marcela?
 - Znajdziemy i zabijemy - Mikaelson uśmiechnął się

 Bonnie wyszła na spacer. Pierwszy w jej mniemaniu dzień wolności. Elena gdzieś wyszła z Enzo, a Caroline ze Stefanem, więc czarownica skorzystała. Ale najpierw zabezpieczyła pokój Damona zaklęciami.
 Weszła właśnie do jednego z barów na Bourbon Street. Był bardzo podobny do Mystic Grill. Usiadła przy barze i zamówiła kolejkę. Barman nawet nie poprosił jej o dowód z czego Bennett się ucieszyła.
 Po jakimś czasie ktoś koło niej usiadł i także zamówił kolejkę. To był Kol. Nie miał dziś w sobie nic z drwiny. Był smutny.
 - I na co się gapisz?
 - Na nic - odparła i wypiła trunek.
 Był już wieczór. Bonnie i Kol były okropnie pijani. Dziewczyna wyszła chwiejnym krokiem z baru. Przeszła raptem przecznicę, kiedy napotkała grupę pijaczków. Ominęła ich nie zważając na obleśne komentarze pod jej adresem.
 - Kotku! Poczekaj! Zabawmy się - krzyknął i podbiegł do niej.
 Złapał ją mocno za nadgarstki i wykręcił je.
 Jako, że Bennett była pijana nie mogła użyć magii.
 Wtem faceci zaczęli znikać. Na ich miejscu pojawił się Kol. Mimo tego, że był pijany nie pozwolił skrzywdzić czarownicy.
 - Wszystko w porządku? - zapytał, jąkając się trochę.
 Nie odpowiedziała. Pocałowała go. Z wielką pasją.
 Pierwotny odwzajemnił go. Potem mógłby zwalić to na to, że był pijany i ona była pijana. Ale wiedział, że była by to nie prawda.

 "Gdzie ten idiota się podziewa! Przyrzekam, że go zabiję!" - krzyczały myśli Andrei.
 Wracała właśnie z lasu. Nazbierała tam kilka rodzajów ziół potrzebnych jej do zaklęcia. Jej komórka zadzwoniła.
 - Aleksy, gdzie ty do jasnej cholery jesteś?! - zapytała zimnym tonem.
 "- Aleksy śpi. Może byś wpadła do nas? Przywitała się jak w rodzinie, Andreo?"
 - Silas, nie mam czasu...
 "- ... Na takie bzdety. Wiem. Ale z Reyną jest źle. Przydałaby się nam twoja pomoc."
 - Będę za godzinę, góra dwie - rozłączyła się i wsiadła do samochodu.

________________
Może być?