środa, 20 kwietnia 2016

piątek, 18 marca 2016

sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 30 - OSTATNI

Ten rozdział dedykuję każdej osobie, która skomentowała moje opowiadanie, czyli dla: Lusia66l, Szymon s, Magda Karbowniak, Weronika Quatrr, Mystery Hope, Ola Bielecka.

100 lat później...

 W Nowym Orleanie był spokój. Wilkołaki po legendarnej porażce rzadko wychylały się poza bagna, czarownice nie atakowały wampirów i wzajemnie. Mikaelsonowie rządzili twardą i pewną ręką. Nikt nie mógł im podskoczyć. Wszyscy byli szczęśliwi. Klaus i Caroline wzięli ślub by być w stu procentach zawsze i na zawsze. Elena i Damon kilka lat po wojnie wyjechali zwiedzać świat, a Stefan z Rebekhą byli nareszcie szczęśliwi. Lorenzo i Andrea również. Nie można pominąć także nieśmiertelnych i Kola Mikaelsona. Ten Pierwotny długa namawiał Bonnie na przemianę, bo tak ją kochał, że nie chciał jej stracić. Już nigdy. Teraz już była czarownica była wspaniałą wampirzycą. Silas i Amara dostosowali się do współczesnego świata, co było dla nich prawdziwym wyzwanie zważywszy na to, że byli skamieniali przez dwa tysiące lat. A co do Reyny i Elijahy... ich związek był najbardziej burzliwy. Dwa przeciwne sobie charaktery w jednym związku i wybuch gwarantowany. Reyna była wybuchowa i czasem nie miała skrupułów przed zabijaniem, za co Elijah często ją ganił. A ona łamała mu kości. Nie lubiła kiedy jej coś wypominał. Kol często się śmiał, że przez te kłótnie wybiją cały Nowy Orlean.
 Ale tego dnia nie było żadnych sprzeczek. Cała rodzina nieśmiertelnych zebrała się na cmentarzu. Dokładnie sto lat temu umarł Aleksy. Doskonale pamiętali tamtą noc. Szczególnie Reyna. To jego życie zostało oddane za nią. I to najbardziej bolało.
 Stali nad jego grobem. Nic nie mówili. Wokół panowała cisza.
 Kiedy Silas wraz z Andreą i Amarą odeszli blondynka uklęknęła. Wyciągnęła czerwoną niczym krew róże. Położyła ją na pomniku. Po jej policzku skapnęła jedna, samotna łza.
 - Wszystko w porządku? - zapytał Elijah z troską.
 - W jak najlepszym - uśmiechnęła się delikatnie.
 Pierwotny splótł swoje palce z jej. Wyszli razem z tego ponurego miejsca. Wiedzieli, że to może być jeszcze nie koniec zła w tym mieście. Ale skoro przetrwali Qetsiyah to przetrwają wszystko inne.

_______________________________

I to już koniec tego opowiadania :( Mam nadzieję, że się podobało. Jeśli czytałeś/aś tego bloga to zostaw komentarz.
Wiem, że część z Was czeka na moje opowiadanie TVD TO i TW, ale musicie poczekać do marca i moich urodzin! A tym czasem fanów TW zapraszam na moją książkę o Dereku Hale'u na wattpadzie:
Spokojnie! Powiadomię Was kiedy opublikuję opowiadanie to TVD TO i TW :)
Życzę miłego życia!
Imagine Wolrd

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Ważna wiadomość!

Ostatni rozdział już się pisze ;)
Ale chciałam Wam się pochwalić moim nowym blogiem, który jest w stu procentach o Teen Wolf. Tylko, że jest na wattpadzie. Serdecznie zapraszam.
https://www.wattpad.com/myworks/60287671-the-sun-the-moon-the-truth

A co do tego opowiadania o TVD, TO i TW to jeszcze nwm kiedy go opublikuję.
A to moja wattpadowa okładka własnego projektu ;)


I jeszcze zapraszam na mój portterowski filmik!



niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 29

 Było tak ciemno, że Finn nic nie widział. Kompletnie nic. Czuł, że był przywiązany do krzesła linami nasączonymi werbeną. I to ogromną ilością werbeny. W duchu modlił się by Niklaus zabił go szybko i bez zbędnych tortur, a jednocześnie przeklinał swoją głupotę. Mógł wyjechać daleko stąd. Ale czy chciał żyć jak Klaus? Ciągle uciekając? Nie. Na pewno nie. Mimo iż jego zemsta się nie powiodło dobrze wspominał cierpienie brata.
 Nagle drzwi od lochu się otworzyły i do pomieszczenia wszedł powoli Nik.
 - Witaj, Finn. I jak się czujemy? - zapytał wbijając mu zatruty nóż w płuca.

 Południe w Nowym Orleanie było ciepłe i słoneczne. Ludzie podczas przerwy w pracy przechadzali się po parkach i siedzieli przed kawiarenkami. Niczym niewyróżniająca się ciemnowłosa dziewczyna piła spokojnie mrożoną kawę. Miała przymknięte powieki.
 - Hej - usłyszała jak ktoś odsuwa krzesło i siada na przeciw.
 Otworzyła oczy.
 - Enzo! Od tygodnia się nie odzywałeś - mruknęła, udając obrażoną.
 - Piękne panie nie powinny się dąsać - szepnął kokieteryjnie - to szkodzi urodzie.
 - Doprawdy?! Powiedz mi jak mam się nie dąsać skoro nie raczyłeś choćby wysłać SMS-a, że żyjesz?! - krzyczała szeptem, aby nikomu nie przeszkadzać.
 - Andreo, czy ty się o mnie martwiłaś? - uniósł jedną brew.
 - Nie!
 - Tak!
 - Nie!
 - Kocham cię.
 - N... Co? - zapytała zszokowana jego słowami.
 - To co usłyszałaś - pochylił się nad stolikiem i pocałował ją.
 Wszyscy wokół zaczęli bić brawa.
 Lorenzo z powrotem usiadł na swoim miejscu i patrzył na twarz wampirzycy.
 - Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała otępiała.
 - Ponieważ cię kocham - puścił jej oczko - ale pytanie czy ty mnie również?
 - Oczywiście, że tak! - krzyknęła i ponownie przywarła do jego ust.
 Ludzie kolejny raz oklaskali dwa wampiry.

 Rebekah wyciągnęła Bonnie i Caroline na zakupy. Elena nie miała na nie ochoty. Dziewczyny miały ochronę w postaci Kola i Stefana, którzy trzymali się kilka metrów za nimi i rozmawiali o sporcie (mianowicie: football vs baseball).
 - Dzieci - zaśmiała się Pierwotna usłyszawszy kłótnię chłopaków.
 - Skończone dzieci - poparły ją Bennett i Forbes.
 - To którą sukienkę bierzesz Bonnie? Beżową czy żółtą? - Bekah wróciła do tematu zakupów.
 - Beżową. Żółty mi jakoś nie pasuje - skrzywiła się czarownica.
 - A ty Care?
 - Niebieską. Tobie polecam zieleń. Idealnie podkreśla kolor twoich oczu.
 - Ok! Czyli stroje na dzisiejszą imprezę wybrane. Stefan! Kol! A wy co wzięliście?
 - Coś co nie podpada pod kategorię "sukienka" - krzyknął Pierwotny, nabijając się z siostry.
 - Och! Ty! - warknęła i rzuciła w niego butem.
 - Kiedyś ci się nie udało, teraz też nie - zarechotał.
 - Kol - zganiła go delikatnie Bonnie.

 - Wróciliśmy! - krzyknął nieśmiertelny otwierając drzwi.
 - Nareszcie! - przywitała go Reyna uściskiem - miło was w końcu zobaczyć - uśmiechnęła się do Amary.
 - Co nowego wydarzyło się podczas naszej nieobecności? - zapytał Silas.
 - Oł... Dużo tego. Andrea z Enzo złapali Finna. Teraz Klaus go torturuje, więc nie wywiązałeś się z umowy, wybacz. Potem Enzo gdzieś zniknął i Andrea wariowała. Teraz jest lepiej i chodzą ze sobą. Rebekah urządza dziś imprezę. A jutro Nik chce zabić Finna - opowiedziała mu pokrótce co się działo.
 - No trochę tego jest. Ale cieszę się, że sytuacja jest opanowana. A co u ciebie i Elijahy, hm?
 - Umm... Wszystko w porządku - uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie ich ostatniej randki - mogę ci wyjawić, że nawet bardzo dobrze.
 - Miło mi słyszeć, że moja rodzina powoli staje się szczęśliwa - posmutniał lekko.
 - Biedny Aleksy... - westchnęła Amara.

 Wieczór był przyjemnie chłodny po niemalże upalnym dniu. W posiadłości Mikaelsonów w najlepsze trwała impreza. Byli na niej nie tylko nadprzyrodzeni, ale również ludzie.
 Rebekah nakłoniła Stefana do tańca. Salvatore bawił się jak nigdy dotąd. Widać było, że Pierwotna zmienia go na lepsze i to o wiele lepiej niż Elena. Kol razem z Bonnie wcale nie wypadali gorzej niż ci poprzednio wymienieni. Czarownica uczyła swojego chłopaka jak teraz się tańczy na imprezach (no wiecie, że Kol był zasztyletowany na wiek). Przy niektórych pomyłkach znosili się zdrowym śmiechem, tym samym zwracając na siebie uwagę ludzi dookoła. I nie uwierzycie. Elijah Mikaelson, ubrany w normalne ubranie, a nie garnitur, również wywijał na parkiecie razem z Reyną. Nie zabrakło tu także Andrei z Enzem oraz Klausa i Caroline.
 Zabawa skończyła się dopiero o szóstej nad ranem. Wszyscy pijani, ale szczęśliwi spali na podłodze. Tylko Klaus wstał. I aby nie obudzić nikogo poszedł do piwnicy. Na krześle siedział skrępowany Finn. Miał zawiązane usta, aby nie krzyczał i nie przeszkadzał mieszkańcom.
 - Dzień dobry, Finn. Wygrałeś los na loterii - hybryda uśmiechnął się złośliwie i wyciągnął nieśmiertelny kołek z białego dębu - umrzesz trochę szybciej.
Źrenice Finna momentalnie się rozszerzyły. Chciał krzyknąć, ale nie mógł. Niklaus szybkim ruchem wbił mu w serce kołek. Pierwotny zaczął się rzucać na wszystkie strony z bólu. Ogień ogarnął całe jego ciało. Spłoną żywcem. Nik przywołał kilku zahipnotyzowanych ludzi, aby posprzątali. Niezwykle zadowolony z siebie wszedł na górę. Czuł, że od teraz wszystko się ułoży.


__________________
Możecie mnie zabić, ale to przed ostatni rozdział tego opowiadania. Komentujcie czy rozdział podobał

niedziela, 17 stycznia 2016

I znowu to samo!

Stworzyłam kolejny filmik. I wyszedł mi lepiej od poprzedniego. Ale tym razem przedstawia postacie główne pierwszej części mojego bloga! Pomysł na ten filmik wzięłam od czołówek TVD i TO stworzonych z muzyką z TW!
 Chcecie abym stworzyła coś takiego do tego opowiadania?


Edit: Ustawione są komentarze dla tych co nie mają konta google. Teraz nie ma wymówki!

wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 28

MUZYKA - napisałam rozdział przy tej nucie i wydaje mi się, że pasuje idealnie
______________________________

Nowy Orlean cieszył się pokojem. Ludzie powrócili do miasta i życie toczyło się jak zazwyczaj. Wilkołaki poddały się i wycofały na bagna, wampiry zawarły pakt z czarownicami, a czarownice przyjęły do swojej wspólnoty Reynę. Wszyscy byli pokojowo nastawieni.... no dobra prawie wszyscy. Zostawał jeszcze Niklaus, który jeszcze chciał zabić Finna za zabicie Caroline, która podstępem została przywrócona do świata żywych.
 Jeśli chodzi o samą Caroline, to powróciła na uniwersytet, wyprowadziła się od przyjaciółek i zamieszkała z Klausem. Powiadomiła również matkę, że żyje. Liz była tak rozradowana, że wskoczyła w samochód i przyjechała na tydzień do córki.
 Damon znalazł piękną posiadłość i wprowadził się do niej z Eleną. Nie zaprosił Stefana do domu gdyż chciał cieszyć się panną Gilbert bez przeszkód.
 Stefan nie wiedział co ma robić, więc sprzedał mieszkanie i zamieszkał z Rebekhą w apartamencie w pobliżu posiadłości Mikaelsonów. Tak samo zrobili Bonnie z Kolem.
 A u nieśmiertelnych zamieszkał zrozpaczony Lorenzo, któremu teraz spodobała się wampirza wersja Andrei. Także do domu Silasa wprowadził Elijah, który prawie cały czas spędzał z Reyną. Silas z Amarą wyjechali na dwa tygodnie do Australii, aby się zrelaksować po wyczerpujących tygodniach zmagań z cholernymi przeciwnościami losu. Andrea uczyła się żyć z wampiryzmem i powoli przyzwyczajała się do żądzy krwi. A uczył ją nie kto inny jak Elijah Mikaelson - doświadczony na każdym wampirycznym polu Pierwotny.
 - Twoja siostra szybko się uczy - uśmiechnął się brunet do swojej dziewczyny.
 - Zawsze była niesamowicie pojętna. Uczyła się szybciej niż ktokolwiek inny w mojej rodzinie - mruknęła w odpowiedzi, leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami.
 - Widziałaś jak Enzo się na nią patrzył?
 - Stracił Pierce to się zakochał w dziewczynie, która mu pomogła najbardziej, kochanie. Nie dziwię się temu.
 - Kibicujesz im?
 - A jakże inaczej? Każdy z nas jest w związku. Twoje rodzeństwo, Silas, sobowtóry i ich znajomi plus my. Czemu oni by nie mieli być razem?
 - Jak zawsze masz rację - pocałował ją.
 - Zapamiętaj Elijah, kobieta ma zawsze rację - zachichotała i oddała pocałunek.

 Bonnie siedziała na wykładzie. Chciało jej się spać, ale dzielnie notowała. Co jakiś czas upijała łyk kawy, aby się rozbudzić, ale nie wiele jej to dało. Kolejny raz opadła jej głowa, kiedy usłyszała rozbawiony głos.
 - Na wykładach się nie śpi panno Bennett - powiedział Kol śmiejąc się.
 - Na wykładach się nie przeszkadza panie Mikaelson - odparła nie patrząc na niego.
 - Panno Bennett, czy pani mnie gani?
 - Ja pana nie ganię. Gdzież bym śmiała - uśmiechnęła się pod nosem.
 - Czy ty ze mną flirtujesz, kochanie?
 - Być może, kochanie.
 - Zabrać cię stąd? Nudno tu - wydął wargi Pierwotny.
 - Już i tak za dużo opuściłam zajęć, Kol. Nie mogę.
 - Ale i tak cię zabiorę - rzekł.
 Szybko spakował jej torbę i zabrał ją.
 Nikt na sali nie zauważył zniknięcia Bonnie.
 - Ty idioto! Czy ty masz pojęcie, że nie lubię takich wyskoków?! Zawału serca prawie dostałam - wydarła się czarownica na swojego chłopaka.
 A brunet zanosił się śmiechem. Zgiął się w pół i śmiał się nadal.
 - Przestań! - krzyknęła zła Bonnie.
 - Wybacz - powiedział, gdy tylko się uspokoił - ale złościsz się pięknie - podszedł do niej.
 - Nie powinieneś się śmiać - mruknęła nadal obrażona.
 - Wiem, że nie powinienem, ale lubię to. A ciebie kocham - pocałował ją.
 - A ja ciebie. To gdzie chciałeś mnie zabrać?
 - Niespodzianka - szepnął i ponownie gdzieś ją zabrał.
 Bonnie całą drogę chichotała jak wariatka.
 - Kol, czy to...?
 - Piknik! - krzyknął rozentuzjazmowany.
 - Jesteś najlepszym wampirem na świecie - zarzuciła mu ręce na szyję.
 - A ty najlepszą czarownicą.

 Klaus siedział w kawiarence z Caroline. Rozmawiał z nią o teraźniejszości. O przyszłości bali się rozmawiać, gdyż Caroline pamiętała piekło po drugiej stronie, a Klaus nie chciał wybiegać zbytnio na przód. Miał już nauczkę.
 - Jutro mam zajęcia od rana - powiedziała Forbes obracając kubek z kawą w dłoniach.
 - A potem?
 - Wolne - uśmiechnęła się - gdzie pójdziemy?
 - Gdzie tylko chcesz - spojrzał w jej oczy.
 - Może nad jezioro? Albo nie! Na konie! Klaus, lubisz konie. A ja dawno nie jeździłam - oznajmiła entuzjastycznie.
 - No to ustalone! Będziemy jeździć konno.
 - Super - cmoknęła go w usta.

Brunet przyglądał się bratu zza drzew. Zastanawiał się czy go zabić czy tylko Klausa. Kol był pierwszy raz szczęśliwy od wielu wieków. Za nim Finn został zasztyletowany był zmuszony patrzeć jak Niklaus niszczył jego chłopięcą naturę. I za zwrócenie na to uwagi został wepchnięty do trumny.
 Szybko wybiegł z lasu i znalazł się na pograniczu Nowego Orleanu. Teraz tam mieszkał, ale nie zawsze w jednym miejscu. Musiał ciągle się przemieszczać, bo Klaus by go znalazł.
 Westchnął ciężko i wszedł do starego magazynu.
 - Straciłeś czujność - usłyszał kobiecy głos.
 - Jak tak można? Jesteś w końcu Pierwotnym - odezwał się tym razem mężczyzna.
 - Siostra Silasa i kolega Damona. Myślicie, że nie pokonam zwykłych wampirów? - powiedział arogancko.
 - Nie jesteśmy bezbronni - puściła mu oczko i z kieszeni wyciągnęła gwiazdę.
 Nagle rzuciła nią w Mikaelsona. Ten aż zawył z bólu. Nie dość, że ciało miał całe poranione za jednym zamachem to jeszcze broń była nasączona werbeną. I to chyba wyjątkowo mocną odmianą, bo wił się po podłodze do nieprzytomności.
 - Brawo Andrea. Jak na tak młodego wampira jesteś niezła w te klocki - pochwalił ją Enzo.
 - Uczę się od najlepszych - powiedziała z dumą.
 Lorenzo się zaśmiał.
 - To prawda. Elijah jest dobrym nauczycielem. A jeszcze lepszym dla ciebie jako, że jest chłopakiem twojej siostry.
 - Racja. Elijah zrobi wszystko dla niej. Póki nie zostanie zabity jest jej - Andrea zamrugała kilka razy i  dodała - odstawimy go Klausowi i pójdziemy na cmentarz. Chcę odwiedzić Aleksego - jej oczy zrobiły się smutne.
 - Oczywiście.





____________________

Zapraszam na drugi zwiastun mojego przyszłego bloga:


tylko lepiej oglądać go na kanale na yt, ponieważ napisy mi się ucięły :(

piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 27

Andrea siedziała na kanapie z nogą podpartą o podnóżek. Razem z Reyną czekała na Enza. Nic nie mówiły. Tylko czekały.
 - Pójdę otworzyć - powiedziała blondynka, kiedy zabrzęczał dzwonek - witaj Enzo.
 - Hej. Ja w sprawie... - zaczął.
 - Wiem. Chodź. Andrea jak na razie nie może chodzić.
 - Rozumiem.
 Weszli do salonu. Nieśmiertelna dłonią wskazała, żeby usiadł.
 - Ponoć już wiesz jak stoimy za sprawą z Katherine, tak?
 - Słuchaj, Enzo - zaczęła ostrożnie i powoli - kiedy mówiłam, że jej nie wyczuwam podejrzewałam coś złego. I sprawdziło się.
 - To nie prawda - zaprzeczył gwałtownie - to nie może być prawda! - krzyknął i poderwał się.
 - Spokojnie - szepnęła Reyna, patrząc mu w oczy.
 - Ale, dlaczego? - zapytał głucho.
 - Nie wiem. Proszę nie wyłączaj uczuć. Pomścimy ją razem. Obiecuję - Reyna przytuliła go, a ten się rozpłakał.*

 Silas przekazał informację Pierwotnym o śmierci Katherine. Teraz wszyscy wiedzieli, że Qetsiyah chce zniszczyć sobowtóry. Więc trzeba ochronić Stefana i Elenę.
 Dawni kochankowie w przeciągu paru dni wprowadzili się do posiadłości Pierwotnych. Oczywiście, że Stefan zamieszkał z Rebekhą, a Elena sprowadziła Damona.
 Mimo iż wszystko było zrobione tak, aby nikt nie przedostał się do posiadłości bez wiedzy Pierwotnych, to i tak Qetsiyah była kilka kroków przed nimi. Już miała plan jak zniszczyć ich wszystkich bez wyjątku.

 - Myślisz, że uda nam się ją przechytrzyć? - zapytał Kol Reyny kiedy przyszła go odwiedzić.
 - Nie wiem. Przez dwa tysiące lat planowała swoją zemstę. Nie wykluczone, że przewiduje nasz ruchy i to w takim stopniu, w którym nie podejrzewalibyśmy tego nigdy.
 - Zabije nas?
 - Prawdopodobnie.
 - Chcesz walczyć?
 - Kol, jestem nieśmiertelną. Będę walczyć do ostatniego tchu. Silas również. Jak i ty i twoje rodzeństwo.
 - Ale czemu ta wiedźma chce zniszczyć sobowtóry?
 - Bo w naturze nie może być powtórzeń. A ona zachwiała całą równowagę świata. I chce ją przywrócić.
 - Wilkołaki zaatakowały miasto! - krzyknął jeden z wampirów.
 - Zaczęło się - mruknęła Reyna i wybiegła z posiadłości - Silas! - wbiegła do swojego domu.
 - Wiem. Wojna.
 - Gdzie Andrea?
 - Nie może się ruszyć przez tę kostkę. A wiesz, że nasza krew nie uzdrawia jak wampirów. Plus nie mamy czasu, aby prosić Pierwotnych. Amaro jesteś gotowa? - zapytał swoją ukochaną.
 - Jestem. Nie dam tej wiedźmie wygrać. Nie tym razem.
 - I to mi się podoba!

 Wszyscy Pierwotni byli gotowi do wojny. Choć Klaus nie był w najlepszej formie po stracie Caroline, to i tak miał zamiar skopać kilka wilkołaczych tyłków.
 Wyszli na ulice, które były opustoszałe. Ludzie zostali ewakuowani przez władze, po to by uniknąć jeszcze większego rozlewu krwi.
 - Jakiś plan? - zagadnęła Rebekah.
 - Zabić jak najwięcej wilkołaków - powiedział Nik.
 - A coś poza tym?
 - Zabić Finna.
 - Niklaus! - oburzył się Elijah.
 - Bezpodstawnie zabił Caroline. A ty co byś zrobił gdyby zabił Reynę? A ty Bekah gdyby zabił Stefana? A jak by zabił Bonnie Kol?
 - Rozerwał bym go strzępy - odpowiedział najmłodszy z braci.
 - Widzisz Elijah. Więc nawet go nie broń, tylko pozwól zginąć.

 - Czy dobrze robimy, że teraz wytaczamy wojnę? - zapytała Tatia.
 - Nie powinno to cię interesować - mruknęła chłodno Qetsiyah.
 - Niby dlaczego?! Przecież też biorę w niej udział.
 - Już nie - powiedziała wiedźma i wbiła kołek prosto w serce Petrovy.
 - O co chodzi? - sapnęła.
 - Wkurzałaś mnie już od dłuższego czasu - wyjaśniła już martwemu sobowtórowi.
 - Następny krok? - zapytał Jackson.
 - Atak. Zabijcie każdego kto stanie wam na drodze do sobowtórów.
 Potem rozpętało się piekło. Wilkołaki gryzły każdego wampira, który potem umierał w zawrotnym tempie. Nawet Pierwotni ucierpieli.
 Po godzinie było już wiadome, że wampiry przegrają z Qetsiyah, ale Klaus się nie poddawał. Utorował sobie drogę do czarownicy i już miał ją zabić kiedy powiedziała:
 - Mogę ją przywrócić! Twoją Caroline!
 - Haczyk?
 - Zabij Andreę.
 Mikaelson spojrzał gniewnie na kobietę, ale ją puścił. Pobiegł szybko do domu nieśmiertelnych.
 - Klaus? Co tu robisz?
 - Wybacz - przyłożył swój nadgarstek do jej ust.

 Reyna właśnie wyrwała jednemu z wilków serce, kiedy Silas podbiegł do niej.
 - Andrea! Klaus ją ma! Przeszedł na stronę Qetsiyah!
Blondynka szybko się poderwała z ziemi. Spojrzała w stronę hybrydy. Silas miał rację. Trzymał rękę na szyi jej siostry .
 - Niklaus, wypuść ją - zaapelował Elijah.
 - Nie! Chcę odzyskać Caroline! Obiecałaś mi coś wiedźmo! Zrób to! - krzyknął.
 - Gotowe. Spójrz za siebie, ale najpierw zabij ją!
 Nik obejrzał się za siebie.
 - Caroline.
 - Klaus. Nie zabijaj jej - szepnęła.
 - Za późno - mrukną i skręcił kark dziewczynie.
 - Nie! - krzyknęła przeraźliwie nieśmiertelna.
 Wszystkie wilkołaki wokół niej padły martwe.
 Elijah szybko załapał dziewczynę w ramiona i nie puścił jej. Przytulił ją mocno.
 - Zabiję cię - warknął Silas i zabrał gdzieś Pierwotnego.
 - Przestań, idioto! Dałem jej swojej krwi. Przeżyje.
 - Dlaczego to zrobiłeś?
 - Chciałem odzyskać Caroline. A ty, co zrobiłeś, aby odzyskać Amarę?
 - Wszystko co było konieczne. Ale masz pewność, że ją przemieniłeś?
 - Tak na 90 %.
 - A to 10 %?
 - Zawsze jest jakaś nie pewność.
 W tym samym czasie Reyna wyrwała się Elijahy. Nie zdążyła dobiec do dawnej narzeczonej brata, kiedy ta odrzuciła ją na bok.
 - Nie pokonasz mnie. Nikt mnie nie pokona!
 - Nie był bym tego taki pewien - rzucił Klaus i wyrwał serce czarownicy - koniec wojny! Wilkołaki przegrały, my wygraliśmy.
 Zawtórowały mu krzyki pełne radości.
 Pierwotny podbiegł do Care i przytulił ją.
 - Nie zabiłem jej. Nie martw się.
 - To dobrze. Kocham cię.
 - Ja ciebie też.
 Silas podszedł do swojej "martwej" siostry. Wziął ją na ręce i zaniósł do domu. Reyna z Elijahą byli tuż za nim.
 - I co?
 - Przeżyje. Będzie tylko wampirem.
 - To dobrze - mruknęła Reyna, wtulając twarz w marynarkę swojego chłopaka - może za jakiś czas skoczymy znowu do stadniny, El?
 - Co tylko będziesz chciała - pocałował ją w głowę.
 - Zaniosę Andreę do jej sypialni i zostanę z nią. Amaro, możesz iść ze mną
 - Oczywiście.
 Kiedy zniknęli odezwała się blondynka.
 - Idę wziąć prysznic.
 - Potowarzyszę ci - uśmiechnął.
 Zaśmiała się.
 - Jak sobie życzysz.
_________________________
*Tak, Enzo był zakochany w Katherine

W celu wyjaśnienia co do tego rozdziału:
  1. Nie miałam ożywić Caroline, ale tak chcieliście, ok.
  2. Andrea nie miała być wampirem
  3. Chciałam zabić wszystkie sobowtóry, ale Caroline zostałaby wtedy bez przyjaciół
  4. To ostatnie zdanie Elijahy bardzo mi się spodobało :*
Mam nadzieję, że się Wam spodobał rozdział. Zapraszam do komentowania.

Szczęśliwego Nowego Roku Wam życzę.