czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 24

 - Caroline, proszę odezwij się - i ponownie włączyła się poczta głosowa.
 Klaus załamany usiadł na ławce w parku. Ciągle myślał gdzie mogła pójść. Może do baru?
 - Pan Niklaus Mikaelson?
 - Taak? - odpowiedział dość niepewnie.
 - Paczka dla pana - powiedział chłopak.
 Mikaelson szybko zerwał taśmę dzielącą go od zawartości. Pudło wypadło mu z rąk kiedy zobaczył...
 - Serce? - zapytał wstrząśnięty.
 Wampirzy kurier mu nie odpowiedział. Z kieszeni wyciągnął kołek i przebił sobie serce. Ostatnie co mruknął do było "Fi...".
 Klaus zauważył, że obok organu w paczce był list. Wyciągnął go drżącymi rękami.

Jej ciało znajdziesz w dokach. Mam nadzieję, że podoba się zmiana sytuacji
F.M

 Bonnie wypuściła komórkę z dłoni, a ta roztrzaskała się o podłogę. Stefan zatrzymał się w półkroku, a Damon z Eleną zastygli w bezruchu. To był szok.
 - Allleee...... Jaaaaakkkkkkkkkk.... To........... Mooooożliwwwwwe..........? - zapytała Bonnie przez łzy jąkając się i wybiegła z mieszkania.
 Musiała znaleźć się przy Kolu, w jego objęciach. Chciała mu powiedzieć co się stało. Gdy tylko dobiegła do bramy zgięła się w pół z wycieńczenia. Zadzwoniła do furtki.
 - Mój Boże! Bonnie, co się stało? - Kol wypadł z rezydencji jak strzała i podbiegł do czarownicy.
Bennett po prostu się rozpłakała. Pierwotny ją przytulił i zabrał do środka. Zaprowadził ją do jednej z gościnnych sypialni.
 - Opowiedz mi o wszystkim co się stało - zaproponował Mikaelson.
 Dziewczyna opowiedziała mu o całym tym feralnym dniu, o śmierci Care.
 - Przykro mi Bonnie - pogłaskał ją po włosach.

 Elijah usiadł na łóżku i spojrzał na nieśmiertelną. Jego oczy były rozwarte z szoku.
 - Co się stało? - zapytała Reyna.
 - Caroline nie żyje - odparł Pierwotny - Klaus jest pewnie załamany.
 - Ale jak to?
 - Sam nie wiem. Ten kto to zrobił podpisał się F.M. Wiadomo tylko tyle.
 - Chciałabym pomóc - odparła Reyna.
 - Wiem, ale nie możesz. Ani ja. Więc musimy czekać.
 - Nienawidzę czekać.
 - Ani ja.

 Cały dzień Andrea z Aleksym wykonywali rytuał, polegający na zamianie mocy. Czyli, że Reyna zabierze moc Aleksego i już nie będzie mogła czarować, a Aleksy jej, przez co zachoruje tak ciężko jak ona i nie będzie mógł czarować, tak jak Reyna podczas choroby.
 W końcu nadeszła noc i była jeszcze godzina do wejścia księżyca w zenit. Andrea i jej bliźniak usiedli w pentagramie z soli i świec. Zaczęli szeptać zaklęcie.
 Po kilkunastu minutach było już widać, że zaklęcie ich wyczerpuje. Choć mieli świece i kwiaty, które obumierały z zawrotną szybkością.
 Równo z pełnią skończyli. Andrea zachłysnęła się powietrzem i upadła na ziemię. Patrzyła cały czas wpatrywała się w brata, który w jednej sekundzie zmizerniał.
 - Udało się - szepnął chłopak.
 Silas patrzył na brata z wieloma uczuciami w oczach. Od złości za jego poświęcenie po rozpacz jaką będzie przeżywać kiedy umrze.

 Reyna gwałtownie wyprostowała się. Spojrzała w stronę drzwi i warknęła.
 - Co się stało? - zapytał zdezorientowany Elijah.
 - Skończyli rytuał. Uratowali miasto... i mnie - dodała cicho - Elijah! Sprawdź czy możesz przejść przez drzwi!
 Mikaelson posłuchał swojej ukochanej i spróbował. Udało mu się. A ułamek sekundy później w pokoju nie było już nieśmiertelnej.
 - Co wyście do jasnej cholery zrobili?! - krzyknęła w stronę swojego rodzeństwa.
 - Uratowaliśmy ci życie - odparł Silas.
 - Ale jakim kosztem?!
 - Aleksy umrze i za ciebie i za całe miasto. Powinnaś być dumna ze swojego brata - odpowiedział ze spokojem.
 - Aleksy... - dziewczyna podeszła do niego i pomogła mu wstać.
 Zaprowadziła go na sofę.
 - Wszystko w porządku? - zapytał siostry.
 - Nie. Nic nie jest w porządku. Ty umierasz.
 - Tak w ogóle nie powinienem żyć. Byłem martwy przez dwa tysiące lat. Nie pamiętasz?
 - Pamiętam, że nie miałam nikogo przez tysiąc lat. A potem pojawił się Kol. Zresztą bardzo przypomina ciebie. Ale nadal byłam samotna. Chciałam mieć rodzinę. Pełną. Z tobą, Andreą i Silasem. A teraz nie ma na to szans.
 - Ale musicie się z tym pogodzić. Tak jak zrobiliście kiedy mnie i Andreę rozszarpały wilkołaki. Choć nie tylko nas. Również część naszego sabatu.
 - To nieistotne. To już było,
 Chłopak się zakrztusił i wypluł krew. Reyna podała mu chusteczkę.
 Bracia Mikaelson przyglądali się temu z drugiego końca salonu. Nic nie mówili. Tylko współczuli swojej przyjaciółce oraz jej rodzeństwu. Sami pamiętali jak to było kiedy Henrik zginął.
 - Proszę nie - jęknęła blondynka - nie umieraj!
 Potem było słychać tylko szloch. Nie jednej osoby, ale trzech.

 Następnego dnia odbyły się przygotowywania do pogrzebu. Rebekah obiecała, że pomoże im we wszystkim.
 Tak, więc Pierwotna Andrea i Silas cały dzień byli zajęci i nie mogli poświęcić czasu swojej siostrze, która w gruncie rzeczy obwiniała siebie o śmierć brata.
 - Kochanie - Elijah zjawił się u niej w południe. Dopiero, bo pomagał Klausowi szykować pogrzeb Caroline.
 Reyna nic nie odpowiedziała. Dalej wpatrywała się w coś za oknem.
 - To nie twoja wina - pocieszał ją - przecież był człowiekiem i no wiesz kiedyś by i tak...
 - Umarł? Wiem. I to mnie przeraża jeszcze bardziej.
 - Na co tak patrzysz?
 - Na naturę. Czuję ją. Jeszcze mocniej niż wcześniej. I widzę... - zawahała się - przebłyski. Czegoś czego nigdy nie widziała wcześniej. Aleksy potrafił przewidzieć przyszłość. Był jeszcze bardziej wyjątkowy niż ja. Rodzice uważali go za cud. A kiedy wilkołaki go dorwały... mój sabat sprawił, że wyginęli wszyscy poza Alfą i jego żoną. I nigdy nie zgadniesz jakie to było wilkołaki.
 - Nie zgadnę - uśmiechnął się słabo Mikaelson.
 - Półksiężycowi. I teraz ich widzę. Planują coś złego. Z Tatią. I Qetsiyah.
 - Tatią Petrovą, tak?
 - Wiesz, że ona jest zła. Chciała zabić Elenę i Katherine.
 - Ale Katherine zaginęła.
 - Więc trzeba ją znaleźć - odpowiedziała chłodno - i to zrobię...
 - Nie masz magii - przerwał jej Pierwotny.
 - Przekonajmy się - uśmiechnęła się wrednie.
  Podniosła rękę. I sprawiła tym ból wampirowi.
 - A ty mówisz, że nie mam mocy, phi! - pomogła mu wstać.

 Klaus cały czas siedział w barze i pił. Nie mógł pogodzić się ze stratą Caroline. Choć minęła już połowa dnia dalej pił. Próbował zapić smutek, co i tak niewiele mu pomagało.
 - Poproszę to samo co on - usłyszał jak przesiada się do niego ktoś nowy.
 Podniósł głowę i zobaczył Stefana.
 - Ja to nie Stefan. Silas - wyjaśnił Hybrydzie.
 - Co tu robisz?
 - Postanowiłem wypić za duszę mojego młodszego brata. A ty?
 - Zapijał smutki.
 - Po śmierci córki Szeryfa? Oczywiście, że tak! Bardzo mi przykro.
 - Na pewno nie.
 - Uwierz, że tak. Wczoraj musiałem patrzeć jak Aleksy się poświęca za siostrę. I nic nie mogłem zrobić. Jeśli sumujesz to wszystko wyjdzie ci, że Aleksy ocalił cale miasto.
 - Elijah coś wspominał. Współczuję.
 - Wiesz kto zabił Caroline? - zapytał Silas.
 - Nie. W liście podpisał się tylko F.M. A ten co przyniósł paczkę wykrztusił tylko Fi i zabił się.
 - F.M i Fi. Masz jakieś podejrzenia?
 - To Fi może znaczyć wiele, ale to F.M... Podejrzewam Finna. Kiedyś spiskował razem z Esther, aby nas zabić.
 - Brat krzywdzi brata. Dziwny jest ten świat. I co zamierzasz z tym zrobić?
 - Zabić go.
 - Pomogę ci. Wstawaj. Może uda nam się wcisnąć jeszcze jednego do ceremonii pogrzebowej.


_________________________
Moim zdaniem jest to bardzo smutny rozdział. Czekam na Wasze opinie

czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 23

Znienawidzicie mnie za scenę 3, Sorry! + jestem ciekawa waszej reakcji na sytuację ze sceny 3, więc komentujcie
____________________________________

 - Wiedziałem! - uśmiechnął się Silas kiedy Pierwotni wnieśli zwłoki do salonu.
 - Ponoć macie jakiś plan. Jaki? - zapytała Rebekah.
 - Blondi, bez obrazy, ale my o tym nie mówimy w tym domu głośno. Jeśli Reyna lub Elijah to usłyszą to nas powstrzymają - powiedział Aleksy z posępną miną, patrząc na trupa.
 - Chodźcie to wam wyjaśnimy - zaproponowała Andrea.
 Weszli do jadalni. Zamiast stołu były rozstawione świece, a w środku kręgu stał kocioł.
 - Kocioł? - zapytał z lekką kpiną Finn.
 - To wzmocni zaklęcie na wiele wieków. Do tego mamy talizman Qetsiyah i zaklęcie Reyny, które wykradł Aleksy - wyjaśniła Andrea - ale jest to trudny i czasochłonny rytuał.
 - To co zrobicie z Reyną i Elijahą? Jak on wyjdzie z jej pokoju? - zapytał Kol.
 - Nie wyjdzie. Enzo rozsypał sól pod drzwiami, a ja rzuciłam zaklęcie. Musimy zacząć. Dzisiaj jest pełnia, więc skończymy równo z wejściem księżyca w zenit.

 - Dzisiaj pełnia. Więc jutro realizujemy nasz plan? - zapytała Tatia Qetsiyah.
 - Raczej dzisiaj tego nie zrobimy. Nie mam zaklęcia, które powstrzymało by przemianę.
 - Coś ty taka cięta - odparowała Petrova.
 - Davina zabiła się kilkanaście metrów od naszego obozu. Prawie nas odkryli, więc się denerwuję. Ale też możemy świętować. Reyna umiera, Davina nie żyje, więc Silas nie uratuje swojej siostry. Proste.
 - Ale czy się nie wkurzy? Silas?
 - Będzie zbyt zrozpaczony jej śmiercią, że nie zdoła mnie pokonać. Wtedy go zabiję. Ale oczywiście najpierw zginie Amara.
 - Co się dzieje w twojej głowie.
 - Wiele rzeczy.

 Caroline szła spokojnie ulicą. Właśnie wraca od Klausa. Była wyraźnie zadowolona ze swojego życia. Nie miała powodów do zmartwień. Ale nie miała pojęcia, że ktoś ją obserwował z ukrycia. Zorientowała się dopiero po pokonaniu dwóch przecznic. Weszła powoli do ślepego zaułka. Za nią wszedł jakiś tajemniczy mężczyzna. Rozglądał się w poszukiwaniu blondynki.
 - Czego chcesz - odezwała się Caroline.
 Mężczyzna nie odpowiedział tylko zaatakował wampirzycę. Forbes długo się broniła, ale tajemniczy gość był silniejszy i sprytniejszy. Szybko uporał się z zaciętością dziewczyny i wbił swoją dłoń w jej klatkę piersiową i wyrwał jej serce z piersi.
 Piękne, błękitne oczy Caroline Forbes zastygły. Jej skóra poszarzała, a część żył wyszła na wierzch.
 - Finn, robota skończona - facet zadzwonił do Pierwotnego.
 "- Świetnie! Teraz zapakuj jej serce do paczki i wyślij mojemu bratu. Z dopiskiem, gdzie znajdzie ciało. Gdy to zrobisz, twoja robota skończona"
 - Rozumiem.

 - Oddychaj, proszę. Oddychaj! - mówił Elijah z lekką paniką w głosie do Reyny, z którą było coraz gorzej.
 - Potrzebuję krwi - wysapała - głodna jestem.
 - Zaraz ci przyniosę - ale kiedy chciał wyjść, zderzył się z niewidzialną barierą - co jest?!
 - Wybacz stary, ale nie wyjdziesz stąd. Przynieść ci coś? - zapytał Lorenzo.
 - Co wyście zrobili? - zapytała cicho Reyna.
 - Staramy się uratować ci życie - odpowiedział.
 - Nie da się! Przestańcie z tymi idiotycznymi pomysłami.
 - Uda się. Zobaczysz.
 - Elijah! Proszę. Oni jednego poświęcą! Proszę - szepnęła.
 - Kogo? - zapytał pierwotny Enza.
 - Reyna chyba już wie - odpowiedział - zaraz przyniosę wam krew - i odszedł.
 - Kogo? - zapytał ponownie Elijah, ale tym razem Reynę.
 - Aleksego - z jej gardła wyrwał się szloch.

 "- Tu Caroline Forbes. Jeśli to coś ważnego, zostaw wiadomość"
 - I co? - zapytał Stefan.
 - Dalej nie odbiera - westchnęła Bonnie.
 - Może Barbie jest z Hybrydą? - zasugerował Damon.
 - No właśnie nie jest. Dzwoniłam również do niego i powiedział, że Care wyszła kilka godzin temu - odpowiedziała wampirowi.
 - Może zabalowała?
 - Klaus przetrząsa miasto. Musimy czekać - mruknęła czarownica.
 - A pan K.? Odzywał się - zapytał z ironią Damon.
 - Ma coś ważnego do załatwienia - Bennett rzuciła w niego w poduszką.
 Salvatore złapał ją za nim uderzyła w jego twarz.


__________________________
Krótko, ale nie mam czasu na pisanie. Wybaczcie

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 22

 Klaus leżał obok Caroline. Był szczęśliwy. Miał swoją ukochaną, miasto.
 Chciał wstać, ale powstrzymało go poruszenie i pomruk Care.
 - Klaus?
 - Jestem, śpij dalej.

 Usłyszał krzyk i poderwał się z kanapy. Spojrzał na łóżko swojej dziewczyny zaniepokojony. Siedziała i obejmowała się rękami.
 - Co się stało? - zapytał sennie.
 - Zły sen - wydyszała. Nie mogła oddychać, jakby miała astmę.
 Elijah podszedł do niej i przytulił ją. Wiedział, że teraz tego potrzebuje. I to bardzo.
 - Powinieneś iść spać. Nie musisz się zrywać za każdym razem.
 - Nie mógłbym. Za bardzo cię kocham, aby być obojętnym na twój krzyk. Jesteś mi potrzebna, bo bez ciebie nie mógłbym funkcjonować. Teraz wiem, że nawet kiedy nie pamiętałem niczego o tobie czułem się pusty. Katerina nie znalazła miejsca w moim sercu, bo ty je zabrałaś, kiedy uciekłaś.
 - Dlaczego mi to mówisz? Nie rozumiesz, że umrę? Nie chcę odchodzić z poczuciem winy... - Pierwotny przerwał jej krótkim pocałunkiem.
 - Przeżyjesz. Przeżyłaś dwa tysiące lat, przeżyjesz i kolejne.

 Enzo przebudził się w jakimś domu. Leżał na wygodnym łóżku. Szybko wstał i zaczął się rozglądać. Nie wiedział gdzie jest ani jak się tam znalazł. Ostatnie co pamiętał to, że coś go odrzuciło od Katherine.
 Katherine! Została porwana!
 - Spokojnie. Już jej szukają - usłyszała za sobą spokojny, damski głos.
 - Gdzie jestem? - zapytał ignorując uspokajający ton dziewczyny.
 - W domu Reyny. Chyba ją jeszcze pamiętasz?
 - Reyna? Dawno jej nie widziałem. Co z nią?
 - Gorzej, ale za niedługo zdejmiemy z niej klątwę żniw. Nie umrze.
 - Ale jak to zrobicie?
 - Mamy magię, mamy zaklęcie i mamy ofiarę. To wszystko czego nam potrzeba.
 - Ofiarę? Kogo? - zapytał zdziwiony i zszokowany.
 - Nie twój interes Lorenzo - odparła sucha i wyszła z pokoju. Po sekundzie uchyliła odrobinę drzwi - Jakby co możesz zatrzymać sobie ten pokój. Taki prezent od Reyny - puściła mu oczko i zniknęła.

 Zimno. I to bardzo zimno. Mimo tego, że była wampirem było jej zimno. Robiła się coraz bardziej wkurzona. Z każdą minutą miała ochotę zabić. Nawet głupiego wilkołaka. A tak poza tym, co chwila jakiś przechodził obok niej. Rzucała im lodowate spojrzenie, więc szybko uciekały.
 - Już niedługo, skarbie - uśmiechnęła się złośliwie Tatia.
 - Spadaj do piekła!
 - Najpierw ty - klepnęła ją w policzek.

 - Czujecie to? - zapytał Kol Finna i Rebekhi.
 - Ale co? - odparła Bex.
 - Trupa. Gdybyście spędzili tyle lat odseparowani od Nika, bez uczuć i wśród trupów, też byście potrafili wyczuć śmierć - powiedział z kpiącym uśmieszkiem Kol.
 - To prowadź, panie ekspercie od trupów - wskazał dłonią Finn.
 Młodszy Pierwotny ruszył z wampirzą szybkością w stronę nieprzyjemnego zapachu. Z doskonałą precyzją omijał drzewa i przeskakiwał kamienie. W końcu dotarł do drewnianego domku. Rebekah i Finn wpadli na polanę tuż za nim.
 - O mój Boże! - krzyknęła Bekah i zakryła usta dłonią.
 Finn nic nie powiedział. Patrzył tylko z szeroko otwartymi ustami.
 - Ach te nastolatki! Kiedy są zdesperowane to zabijają się - westchnął Kol.
 - Nie żartuj sobie! To straszne! - zbeształa go siostra.
 - Bex, słuchaj. Widziałem wiele. Ruszyło by mnie to gdyby wisiał tu ktoś kogo kocham. A tej czarownicy to ja nawet nie znałem. Więc wybacz, że nie mam odruchu współczucia.
 Pierwotna nic nie powiedziała. Brunet miał rację. Zbyt wiele doświadczył w ciągu tysiąca lat.
 Kol skinął na brata, aby mu pomógł ściągnąć Davinę z drzewa. Zrobili to dosyć ostrożnie. Finn szybko skoczył do domku w poszukiwaniu jakiegoś materiału. Znalazł go i pomógł bratu owinąć w niego dziewczynę.
 - Wracajmy już do samochodu. Musimy ją przewieźć do Andrei i Aleksego. Mówili mi, że mają jakiś plan na wypadek śmierci panny Claire.
 - Co powiemy Klausowi? - zapytała Rebekah.
 - Nic. Jest teraz zajęty Caroline Forbes i władzą nad miastem.

 - Odzywał się? - zapytał Stefan Bonnie.
 - Nie. I to mnie martwi. A co jeśli coś im zrobiła? - krzyknęła Bennett.
 - Spokojnie Bon Bon - odezwał się Damon - to Pierwotni. Nic im się nie stanie. A tak na marginesie, co cię łączy z panem Kolem Mikaelsonem?
 - Damon - szturchnęła go Elena.
 - Chcę to wiedzieć. Jeremy mi nie powie, choć wie. Chcę to usłyszeć od wiedźmy.
 - Ale ta wiedźmy ci nie powie - syknęła Bonnie i połamała mu kilka kości.
 - Czyli coś między wami jest - krzyknął Damon, kiedy magia przestała na nim działać.
 - Och! Spadaj na drzewo!

_________________________________
Jeszcze żyję! Jak Wam się podoba rozdział?
Myślę sobie, że tak około 30 lub 40 rozdziału będzie koniec