Z dedykacją dla Szymona s
____________________________________
- Czy ty żeś oszalał?! Sądziłam, że nienawidzisz Mikaelsonów - wydarła się Reyna na brata.
- Mnie i Klausa połączyła jedynie wspólna tragedia, która odbyła się w mniej więcej w tym samym czasie. Chcę mu pomóc, a on w zamian pomoże mi zabić Qetsiyah.
- Zaczynam się zastanawiać czy nie zamknąć cię w psychiatryku. Bo tylko tam się nadajesz - westchnęła.
- Może to wina dwutysięcznego zasuszenia? - zasugerował Silas - Okay. Idę na randkę z Amarą. Przez te całe zamieszanie nie mieliśmy dla siebie czasu - uśmiechnął się, wziął kurtkę z oparcia fotela i wyprowadził swoją ukochaną na zewnątrz.
- Uwielbiam kiedy się przekomarzacie. To takie odświeżające - powiedziała rozbawiona Andrea.
- Jak tam sprawy z Katherine?
- Od jakiegoś czasu jej nie wyczuwam - czarownica zmarszczyła nos - tak jakby była martwa.
- Z Qetsiyah wszystko jest możliwe. Ale również niepewne.
- Więc co sugerujesz?
- Możemy spróbować wejść do głowy Tatii. Tylko, że potrzebujemy Eleny.
- Poproszę ją - rzekła Andrea i wyszła z posiadłości.
Czarnowłosa czarownica siedziała w środku pentagramu. Medytowała odcięta od świata zewnętrznego. Tylko ona i magia. Słuchała tego co mówili jej przodkowie. Ale gdy tylko próbowali przekazać coś na temat nieśmiertelnych i Pierwotnych byli blokowani. Qetsiyah podejrzewała, że to sprawka rodziny Silasa. I jeszcze Tatia dręczyła ją pytaniami kiedy zabiją Mikaelsonów skoro wilkołaki są bez klątwy.
A sama Petrova była coraz bardziej niecierpliwa. Kiedy wilkołaki były wolne i Qetsiyah odmówiła na razie zemst, zabiła pyskującą Katherine Pierce. Była z siebie wtedy zadowolona. Od tamtego czasu chodziła uśmiechnięta.
- Kiedy przestaniesz się uśmiechać? - warknął jeden z wilkołaków.
- Pomyślmy... Kiedy umrzesz? - odpowiedziała słodko.
- Spadaj na drzewo - mruknął wilkołak i poszedł do swoich pobratymców.
- Bonnie?
- Tak, Kol?
- Może wybierzemy się na krótkie wakacje? Jak tylko wszystko się ustabilizuje? - zaproponował.
- Jasne. Czemu nie? Jestem trochę przemęczona.
- Czyli wszystko ustalone. Ale gdzie byś wolała pojechać? Nad morze czy w góry?
- Preferuję pasywny odpoczynek, tak więc morze.
- Jak sobie życzysz, kochanie.
Rebekah i Stefan naprawdę zaangażowali się we swój związek. Gdy tylko byli razem nic innego nie miało znaczenia. Po prostu miłość kwitła.
Jedynie Klaus nadal był w żałobie po stracie Caroline. Wiedział, że była to epicka miłość! Drugiej takiej nie znajdzie. Mimo tego, że trochę flirtował z Camille, to nie było to. I nigdy nie będzie.
- Bracie proszę, wyjdź i zabaw się. Nie siedź cały czas sam - Elijah był wyraźnie zatroskany.
- Nie mam nastroju - próbował go zbyć.
- Nie tylko ty kogoś straciłeś, Niklaus. Ja, Reyna i Andrea wychodzimy dziś na konie. Jak chcesz to się przyłącz. Zaczynamy o 16.
- Zobaczę.
- Eleno, proszę. To jedyny sposób, aby być może ją uratować - nalegała Andrea.
- Nie! Nienawidzę tej suki! I nie będę jej pomagać - protestowała Gilbert.
- Obiecuję, że gdy skończymy zostawimy cię spokoju - obiecała czarownica.
- Okay! - zgodziła się po długich namowach - co mam robić?
- Ustawię świece w kształcie okręgu i usiądziemy w samym jego środku. Ja wymówię jakąś formułkę, coś tam sobie popatrzę i będziesz wolna.
- Mówisz do mnie jak do małego dziecka - uśmiechnęła się Elena.
- Jakbyś poznała mojego bliźniaka uznałabyś, że zwracam się do ciebie jak do dorosłego człowieka - odpowiedziała ni to rozbawiona ni to smutna.
- Przepraszam.
- Nie ma za co. Możemy zaczynać?
Andrea szybko uporała się z zaklęciem. Dowiedziała się, że Katerina Petrova nie żyje. Musiała o tym powiedzieć Enzowi, ale to jutro, kiedy będzie z Reyną.
Gdy tylko skończyła z Eleną od razu pojechała do stadniny, którą wynajął Elijah.
Kiedy tam się pojawiła Reyna rozmawiała o czym z Pierwotnym. Była szczęśliwa. Zauważyła jeszcze Nika, który czyścił swojego wierzchowca. Obserwowała jego powolne ruchy. Widać było, że sprawia mu to przyjemność.
- Super! Wszyscy jesteśmy. Dzięki Klausowi, który zgodził przygotować konie do jazdy mamy mniej roboty - poinformował ich Elijah - okay! Zaczynamy zabawę.
Tym razem Pierwotny pozbył się garnituru i ubrał zwykłe spodnie i koszulkę. Reyna uważała, że wyglądała bosko we wszystkim. Nik i Andrea wymyślali różne sarkastyczne uwagi na temat jego stroju. Ale nie wypowiedzieli ich głośno. Chcieli mieć przyjazny wieczór.
Elijah pomógł wejść dziewczynom na zwierzęta i sam z bratem także ich dosiedli. Nie minęło pół godziny, a brunetka zleciała z konie ze śmiechem. Hybryda szybko zeskoczył ze swojego i podniósł dziewczynę.
- Chyba..... haha..... złamałam......haha...... kostkę....... haha.....- śmiała się.
Nik także się uśmiechnął widząc jej rozbawienie.
- Możesz ją zaprowadzić do środka? - zapytała Reyna.
- Jasne - odpowiedział i w wampirzym tempie zabrał jej siostrę do stajni.
- To tylko kostka - protestowała czarownica.
- Ale ją obejrzę - upierał się Nik - nie jest źle. Jak przez kilka dni nie będziesz chodzić i smarować nogę żelem to przejdzie.
- Super.
Po dwóch godzinach jazdy Elijah i Reyna skończyli. Byli zaróżowieni na twarzy, ale uśmiechnięci od ucha do ucha.
- Podobało się? - zapytał El swojej ukochanej.
- Jak nigdy w życiu.
- Za jakiś czas znów tu przyjdziemy - szepnął jej na ucho.
- Nie mam nic przeciwko temu - pocałowała go delikatnie.
- Oj! Przestańcie sobie słodzić - jęknął teatralnie jego brat.
- No włąśnie - poparła go Andrea.
- Buuuuu - powiedziała blondynka i wsiadła do samochodu swojego chłopaka.
Jeremy właśnie się pakował. Nie chciał dłużej zostawać w tym mieście i patrzeć na swoją byłą dziewczynę. Elena próbowała go przekonać, aby został, ale był nieugięty. Zabrał swoją walizkę i wsiadł do samochodu. Pożegnał się z siostrą i odjechał.