czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 13

 Bal okazał się jedną, wielką katastrofą. Marcel przestał całkowicie ufać Pierwotnym, Rebekah się załamała, a Klaus nie wiedział co robić. Oczywiście pozostali jeszcze Finn, Elijah i Kol.
 Pierwszy z nich znikał na całe dnie, a jak wracał, to się w ogóle nie odzywał. Kol postanowił jednak zrezygnować z studiów. Po prostu znudziła mu się nauka. A Elijah? Z nim było o wiele gorzej.
 Ciągle dręczyło go, to czemu jej nie pamięta? Podejrzewał, że Kol wie dlaczego. A on musiał się dowiedzieć wszystkiego.
 Wszedł do pokoju brata, ale go tam nie zastał, ale za to była tam jego komórka. Sięgnął po nią i zaczął szukać, sam nawet nie wiedząc czego.
 Było tam dużo numerów bez opisu, więc postanowił wybrać ten najczęściej wyświetlany.
 "- Co znowu Kol? Reyna wyszła z domu" - ten głos należał do Stefana, ale to nie mógł być Stefan. Tylko kto?
 "- Halo? Ziemia do Kola..." - ale Elijah się rozłączył.
 Był w kompletnym szoku. Jego brat sprzymierzył się z wrogiem. I to najgorszym z możliwych. Nieśmiertelnym. Silasem. Brunet szybko spisał numer dziewczyny i wykasował ostatnie połączenie, po czym odłożył komórkę na jej miejsce.
 Wybiegł z domu. Nie wiedział gdzie biegnie. Chciał po prostu wszystko sobie poukładać.

 - Elena! Zaczekaj! - krzyknął Damon za dziewczyną, która opuszczała jego mieszkanie.
 - Co jeszcze Damon? Nie rozumiesz, że już cię nie chcę? Pobawiłam się tobą i tyle. Tak samo jak ze Stefanem i dobrze o tym wiesz!
 - Ale ja cię kocham!
 - Nie obchodzi mnie to - wybiegła na ulicę, zostawiając załamanego Damona - wszystko idzie po mojej myśli - uśmiechnęła się złośliwie i zniknęła.
 Tatia nie spodziewała się, że natknie się na Pierwotnego.
 Z rozbiegu wpadła na niego i straciła równowagę. Elijah w porę ją złapał.
 - Czy wszystko w porządku? zapytał.
 - Tak. Możesz mnie puścić - tak zrobił.
 - Gdzie ci się tak śpieszy?
 - Nigdzie.  Po prostu muszę coś przemyśleć - wyminęła go i ponownie zniknęła.
 Mikaelson wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę.

 Młoda czarownica siedziała na łóżku i gorączkowo myślała. Chciała się wyrwać z tego miejsca, ale wiedziała jak jest niebezpiecznie na ulicach. Szczególnie dla niej. Zdrajczyni własnej rasy.
 Wstała i podeszła do sztalugi. Przyglądała się chwilę różnym liniom, które malowała od kilku tygodni. Część z nich układały się w rysy twarzy, a inne w coś nie zrozumiałego, nawet dla niej. Dotknęła ręką rysunku.
 Wielkie było jej zdziwienie, kiedy linie zaczęły się poruszać, tworząc litery...
 - Davina? Mam do ciebie sprawę - usłyszała głos swojego opiekuna.
 Natychmiast oderwała palce od malunku. Ale nie wrócił on do dawnej postaci.
 - Tak, Marcel?
 - Proszę cię, abyś znalazła mi pewną rzecz... Chodzi o pewien czarny przedmiot.
 - A co konkretnie?
 - Bransoletę posłuszeństwa.
 - Przynieś mi wszystko czego potrzeba.

 - Nie rozumiem - powiedziała po raz kolejny Caroline - czemu Elena się wyprowadziła i dlaczego zerwała z Damonem?
 - Sam nie wiem. Od jakiegoś czasu zachowuje się dziwnie. Nie jak Elena Gilbert, którą znaliśmy.
 - Stefan, każdy wie, że Elena się zmieniła, ale żeby aż tak. Nie, to nie możliwe.
 - A ty co o tym myślisz Bonnie?
 - Depresja? Załamanie nerwowe. Wyłączenie uczuć? Jest wiele hipotez.
 - Odhaczmy wyłączenie człowieczeństwa. Nie zrobiła by tego Jeremy'emu - oznajmił Salvatore.
 - A co z Damonem?
 - Pije w jakimś barze. Nie mam pojęcia czy wyłączył uczucia, ale wszystko na to wskazuje - mruknął Stef - wszystko się sypie, a nie mieszkamy tu nawet miesiąc!
 Bonnie wymknęła się z akademika po cichu, aby nikt jej nie zauważył. Poszła jeszcze kilka metrów dalej i będąc pewna, że nikt jej nie usłyszy zadzwoniła.
 - Oni coś podejrzewają - powiedziała do telefonu.
 - To zrób coś, aby przestali. Rzuć zaklęcie czy coś. Postaraj się. Teraz twój ruch, moja droga - Bennett się rozłączyła i westchnęła ciężko. Oparła się o budynek i zsunęła się po ścianie.
 - Widzę, że ktoś tu nie gra fair.
 - Nie powinno cię to obchodzić!
 - Powinno wiedźmo. To jest miasto mojej rodziny, a ty chcesz coś zrobić.
 - Może, może nie. Odejdź.
 - Nie odejdę póki cię nie naprawię - rzucił i poderwał dziewczynę na nogi - chodź.
 - Nie - potraktowała go czarami.
 Chłopak czuł ból w głowie. Potworny ból.
 - Przestań! - warknął.
 - Bo co? Co mi zrobisz?
 - On nic, ale ja tak - i brunetka straciła przytomność.

 - Te ich plany, intrygi, zemsty. Jakie to żałosne - skrzywiła się Andrea.
 - Nie zgodzę się z tobą. To zabawne - rzucił Aleksy.
 - Od zawsze byłeś jakiś inny. Jak Reyna.
 - Ja miałem moc. Reyna tak i nie. Potrafiła czarować, ale także pochłaniać magię. Pomogła tylu ludziom wyzwolić się spod wilkołaczego jadu, że zaczęliśmy przyciągać uwagę.
 - Czyją? - zapytała Elena.
 - Wilkołaków. Podczas jej siedemnastych urodzin zostaliśmy zaatakowani przez nie. Wyginęły prawie wszystkie rodziny naszego sabatu. Oprócz dwóch...
 - ... Naszej i drugiej linii - przerwała mu siostra.
 - Drugiej?
 - Chodzi o to, że jeśli w rodzie liderów nie ma bliźniąt, to władza przechodzi na tę drugą, ale tamta pierwsza dalej jest w sabacie, tylko traci swoje miejsce.
 - Jeśli Silas się nie połączył... - zaczęła Elena.
 - ... To musiał zrobić ta druga rodzina. Inaczej wszyscy by umarli - dokończyła Andrea.
 - A czy on może się połączyć?
 - Tak. Jest bliźniakiem. Może. Póki on lub Reyna żyje.
 - A ta druga rodzina?
 - To w większości ludzie pragnący tylko władzy i przetrwania. Nie liczy się dla nich miłość do rodziny.
 - Siostro, czyżby dopadło cię zwątpienie?
 - Może, może nie. Nie wiem - uśmiechnęła się słabo - chodźmy odpocząć. Reyna zajmie się Bonnie i Tatią. Nigdy nie zawiodła - odwróciła się i szybkim krokiem poszła w stronę ich mieszkania.

 Następnego dnia Elijah wiedział co ma robić. Wystarczy wysłać SMSa z telefonu Kola do blondynki.
 Wsłuchał się dokładnie w to co robi jego brat. Właśnie wszedł do łazienki. Na pewno zostawił telefon.
 Elijah wszedł cicho do jego sypialni. Zauważył na łóżku komórkę. Wziął ją i wysłał SMSa.
 "Co powiesz na spotkanie w kawiarni pod uniwersytetem? Tak za godzinę?"
Odpowiedź przyszła natychmiast.
 "Ok."


___________________________________
Rozdział nie najlepszy, ale musi być

KOMENTUJCIE!!!

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 12

Nowy Orlean

 Caroline pomagała Bonnie i Elenie ubrać ich sukienki.
 Bonnie wybrała sobie zieloną sukienkę, a do niej szpilki, kolię ze szmaragdem i kolczyki. Za to Elena kupiła skromną różową sukienkę, szpilki i łańcuszek ze srebra. Caroline ubrała piękną granatową sukienkęszpilki na platformie, kolię, bransoletę i kolczyki.
 - Dziewczyny? - do pokoju zajrzał Damon - już gotowe?
 - Tak, możemy iść - odpowiedziała słodko Elena.
 Wyszli z mieszkania Salvatore'a i Gilberta. Chłopcy otworzyli drzwi od samochodów i pomogli wejść dziewczynom.
 - Caroline, wszystko dobrze? - zapytał Stefan kiedy zaparkowali przed rezydencją.
 - Wszystko gra - odpowiedziała uśmiechając się szczerze - tylko, no wiesz Klaus - westchnęła.
 - Nie moja wina, że Tyler jest dupkiem - zachichotał.
 - Stefan! - Uderzyła go w głowę.
 - Gołąbeczki! - zagruchotała Bonnie - idziemy.
 Udali się do frontowych drzwi, które co rusz były otwierane przez odźwiernych. Kiedy weszli do środka aż ich zamurowało.
 Cały hol był w światłach i kwiatach, a na podłogę wyścielał czerwony dywan
 - No... - zaczęła Elena - Pierwotni się postarali.
 - Zgadzam się z tobą, skarbie - szepnął Damon.
 Zauważyli Pierwotnych, rozmawiających z jakimś murzynem. Kiedy Caroline skierowała wzrok na Klausa, on jakby czując je obrócił głowę w jej stronę. Powiedział coś do ciemnoskórego i podszedł do Caroline.
 - Kochana, wyglądasz pięknie.
 - Dziękuję - odpowiedziała machinalnie
 - Stefanie, idź do Rebekhi. Już nie może się doczekać - uśmiechnął się w jego stronę.
 Kiedy tamten odszedł Damon zapytał:
 - Nie widzę tu Kola. Gdzie on jest?
 - Pojechał po swoją partnerkę - wzruszył ramionami i poprowadził Caroline do mężczyzny, z którym wcześniej rozmawiał.
 - Kol i dżentelmen nie idą ze sobą w parze - mruknął Jeremy.
 - Nie bądź taki, Jer - usłyszeli za sobą rozbawiony głos.
 - Cześć Kol - powiedziała spokojnie Elena
 Dopiero po chwili zobaczyli z kim przyszedł.
 Dziewczyna miała na sobie czarną suknię, która idealnie podkreślała jej nienaganną figurę. Szpilki, które założyła mieniły się za każdym jej ruchem, a naszyjnik i kolczyki podkreślały kolor jej oczu. W rozpuszczonych blond włosach miała wpięty srebrny grzebień.
 - My już idziemy - uśmiechnął się chytrze i poprowadził swoją partnerkę w stronę parkietu.
 - Uwaga - krzyknął Elijah, stukając w kieliszek - w naszej rodzinie istnieje tradycje, że każdy bal zaczynamy walcem.
  - Wspomnienia wracają - parsknął Damon.
 Elena zachichotała i pozwoliła się poprowadzić Damonowi.
 Na początku wszystko wyglądało normalnie. Każdy tańczył z kim przyszedł, ale kiedy nadeszła zmiana partnerów, kilku osobom to się nie spodobało.

 - Co za zaszczyt! Wiedźma Bennett tańczy ze mną - Kol uśmiechnął się zjadliwie.
 - Uwierz, że nie mam ochoty z tobą przebywać - odpowiedziała spokojnie Bonnie.
 - Wiesz, co Bonnie? Nie lubię cię i ty nie lubisz mnie, więc może niech zostaną między nami wrogie relacje, hm? Po balu spróbuję cię zabić, a ty mnie po torturujesz. Jestem ciekawy ile wytrzymasz - szepnął jej słodko do ucha.
 Bonnie zadrżała ze strachu i wyplątała się z objęć Pierwotnego. Posłała mu zjadliwe spojrzenie i poszła na drugą stronę sali.

 - Caroline. skąd znasz Klausa? - zapytał wielce ciekawy Marcel.
 - Przyjechał kiedyś do mojego miasteczka, aby dorwać Katherine Pierce i odnaleźć jej sobowtóra. Potem złamał tę swoją klątwę i wyjechał. Potem znowu wrócił - streściła mu tak mniej więcej jak to wyglądało.
 - Rozumiem - uśmiechnął się czarująco i dalej tańczył z panną Forbes.

 - Już ci się znudził Matt, że ponownie uganiasz się za Stefanem?
 - Nie powinno, to cię obchodzić, Damon - syknęła Rebekah.
 - Tak na marginesie, piękna suknia.
 - Dziękuję.

 Elijah przyglądał się nowej partnerce. Miał dziwne wrażenie, że gdzieś już ją widział. Nie w Nowym Orleanie, ale wcześniej.
 - Czemu mi się przyglądasz? - zapytała blondynka - patrzysz tak jakbyś widział ducha.
 - Mam dziwne wrażenie, że cię skądś znam - odpowiedział.
 - Może gdzieś widziałeś mnie na mieście? Studiuję tutaj...
 Nie dokończyła, bo nagle szkło w oknach się rozpadło i zaczęła się strzelanina. Wszędzie latały pociski z werbeną lub drewniane. Elijah dostał jednym w serce.
 - Elijah? Słyszysz mnie - krzyknęła dziewczyna - Elijah!
 Ale on zaczął jakby zasypiać. Powoli tracił kontakt z rzeczywistością i odpływał w dalekie wspomnienie:

 Były to pierwsze lata egzystencji Pierwotnych. Elijah, Rebekah i Niklaus trzymali się razem tak jak sobie obiecali, a Kol i Finn uciekli gdzieś do Europy.
 Po jakimś czasie Elijah otrząsnął się po stracie Tatii i zaczął żyć w miarę normalnie. Dopóki nie poznał innej kobiety.
 Była ona zupełnym przeciwieństwem Tatii. Miała blond włosy i niebieskie oczy, wyglądała na taką, która wie czego chce. Ubierała się również o wiele bogaciej niż Petrova.
 Pewnego dnia odważył się do niej podejść.
 - Witaj, jestem Elijah - ukłonił się chłopak.
 - Jestem Reyna - uśmiechnęła się uprzejmie.

W tym samym czasie...

 Klaus wyprowadził szarpiącą się Caroline z posiadłości i sam wrócił, aby sprawdzić co się dzieje.
 Nie zdążył się nawet rozglądnąć kiedy usłyszał imię brata wykrzykiwane przez jakąś dziewczynę.
 - Rebekah! Gdzie jesteś?
 - Klaus, Elijah śpi, Kol gdzieś zniknął, Finn pomaga Marcelowi. Nie wiem co się dzieje - zaszlochała.
 - Nie płacz, siostro. Dowiem się kto zniszczył nasz bal. Nie martw się - uśmiechnął się do niej - gdzie jest Stefan?
 - Wyprowadza razem z Damonem i Jeremy'm ludzi na zewnątrz i wymazuje pamięć. Może im pomożesz?

 - Dobry pomysł, ale nie mogę. Muszę pomówić z Marcelem...

 - Mikaelson! Puść mnie! - krzyczała Bonnie.
 - Nie rozumiesz, że mogłaś zginąć? Masz u mnie dług wdzięczności.
 - Ok. Ale mnie puść!
 Postawił ją na podjeździe i zmierzył ją wzrokiem.
 - Nie podziękujesz?
 - Dziękuję - mruknęła zjadliwie i odeszła w stronę swoich przyjaciół.

 - Elijah! - usłyszał krzyk.
 - Znam cię - szepnął słabo - jesteś Reyna.
 - Pamiętasz - szepnęła przestraszona.
 - Co się stało? - zobaczyli jak Kol idzie do nich - och, brachu, trafili cię w serce.
 Brunet popatrzył na swój tors. Na koszuli miał krew oraz dziurę w miejscu gdzie jest serce.
 - Wyciągnęłam kiedy byłeś nieprzytomny - odpowiedziała blondynka na jego nieme pytanie.
 - Dlaczego cię nie pamiętałem?
 Reyna i Kol popatrzyli po sobie.
 - Za niedługo przypomnisz sobie wszystko - mruknęła dziewczyna - muszę już iść.
 Wstała i szybko wyszła z posiadłości.
 - Co się tutaj stało?
 - Nie wiadomo. Nagle wyleciały wszystkie okna i zaczęły latać pociski. Em... Tylko nikomu nie rozpowiadaj - szepnął Kol do brata - uratowałem Bennett. Prawie w nią trafiło.
 - Jestem w szoku. Co ona na to?
 - Popatrzyła na mnie jak na wariata, ale podziękowała. Szkoda, że bal się tak potoczył. Miałem ją ścigać i postraszyć - wydął wargi jak małe dziecko na, co Elijah się zaśmiał.
 Po sekundzie Kol do niego dołączył.

 - Wszyscy cali? - odezwała się Caroline.
 - Chyba tak - mruknął Stefan.
 - Bonnie? Czemu tak dziwnie patrzysz? - zapytała Elena.
 - Pewnie jest w szoku po tym jak Kol ją uratował - warknął Jeremy i poszedł do samochodu.
 - O co mu chodzi?
 - Elena, wiesz, że on nienawidzi Kola. A on uratował mnie, więc...
 - Rozumiem. Pojadę z nim do mieszkania. Może jutro się uspokoi - starszy Salvatore wsiadł do samochodu i odjechał.
 - My też już wracajmy - zaproponował Stefan i otworzył auto.






niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 11

Wyjeżdżam, więc mnie nie będzie i rozdział dodaję teraz.
Miłego czytania i zapraszam do komentowania
___________________________________
Nowy Orlean

Jakiś wampir dzisiaj rano przyniósł zaproszenie. Zaproszenie na bal do Mikaelsonów. A z tyłu był dopisek:
 "Chciałbym zawrzeć pokój
Klaus"
 Nie było rady, Marcel musiał kupić garnitur, ponieważ w sobotę impreza.
 - Diego - zawołał przyjaciela - przypilnuj tu wszystkiego, ja muszę wyjść na kilka godzin.
 - Oczywiście, Marcel.
 Wyszedł z posiadłości i skierował się w stronę samochodów.

 Rebekah Mikaelson biegała po całym domu, aby przypilnować dekoratorów. Nie miała nawet czasu, aby kupić sukienkę, co tylko potęgowało jej zdenerwowanie.
 - Bekah! - usłyszała głos najmłodszego z braci.
 - Nie mam czasu, Kol!
 - Ale kupiłem ci sukienkę - jęknął.
 Takim jęczeniem potrafił zwrócić uwagę całego rodzeństwa od niepamiętnych czasów.
 - Ty... kupiłeś mi sukienkę? - blondynka była w niemałym szoku.
 - Pomyślałem, że nie będziesz mieć czasu - podał jej pokrowiec - mam nadzieję, że ci się spodoba.
 Panna Mikaelson pewnym ruchem rozsunęła zamek. Jej oczom ukazała się czerwona sukienka.
 - Kol, jedno pytanie: skąd wiedziałeś, że ta będzie mi się podobać? - Mikaelson nie ukrywała wzruszenia.
 - Pomogła mi jedna dziewczyna, ale to nie wszystko - z torby którą położył na podłodze wyciągnął pudełko - chyba będą pasować - podał pudełko siostrze.
 Spojrzała do niego i aż chciało jej się płakać. W środku były beżowe buty, które już od dawna chciała kupić.
 - Nie wiem co powiedzieć - głos się jej załamywał.
 - Czekaj z tym płaczem, Rebekah. Mam coś jeszcze - ponownie sięgnął do torby. Tym razem wyciągnął pudełeczko na biżuterię - znam się tylko na biżuterii dla kobiet, więc na pewno będzie się podobać - puścił jej oczko.
 Nie czekając, ani chwili dłużej uchyliła wieczko pudełka. Tym razem łzy popłynęły po jej policzkach. Kol naprawdę znał się na biżuterii.
 Rebekah dokładnie obejrzała kolię ze srebra, a następnie wzięła do rąk bransoletkę i kolczyki.
 - I jeszcze zaprosiłem Stefana w twoim imieniu. Jakby co, zgodził się - najmłodszy z braci Mikaelson opuścił salon, kierując się po schodach do swojej sypialni.
 A Rebekah? Rebekah zaniosła rzeczy na bal do swojego pokoju i ponownie zajęła się przygotowaniami.

Mystic Falls w pensjonacie Salvatore'ów

 Elena Gilbert dochodziła do siebie, co nie było łatwe. Czasem czuła ogromny głód i nie mogła go opanować póki Andrea nie skręciła jej karku.
 Co się tyczy Andrei... to ona wcale nie była taka miła na jaką wyglądała. Przez te kilka dni nawet nie okazała ani krzty dobroci wobec Eleny czy własnego brata. Jednym słowem: suka. Zimna, wyrachowana suka.
 Jej brat za to był jej przeciwieństwem. Uśmiechnięty i pogodny, starał się pomóc Elenie, ale za tym kryła się ciekawość. Ciekawość, jak powstają sobowtóry. Aleksy doskonale wiedział o klątwie, ale interesowało go jedynie to jak ona się utrzymuje w jednym rodzie bez przenoszenia na drugi.
 - Dalej jesteś głodna? - zapytał brunet.
 - Nie aż tak jak na początku - uśmiechnęła się słabo.
 - To dobrze. Nie możemy tu długo przesiadywać. Andrea chce jak najszybciej być w Nowym Orleanie.
 - Co jej tak się śpieszy?
 - W przesilenie zimowe Silas i Reyna mają urodziny, ale jako, że są nieśmiertelni, to mają na zawsze 21 lat. Musimy wepchnąć im do gardeł lekarstwo i ich jakoś połączyć. Ja i Andrea jesteśmy tylko o rok od nich młodsi i nie mamy zamiaru się połączyć.
 - Połączyć? Co to znaczy?
 - Podczas połączenia nasza siła jest sprawdzana. Co prowadzi do tego, że słabszy umiera i oddaje całą swoją moc temu drugiemu.
 - Jeśli Silas połączy się z Reyną to... kto zginie?
 - Oboje są równie potężni. Trudno określić.
 - Aleksy! - usłyszeli krzyki jego siostry.
 - Muszę już iść. Pa, Eleno - wyszedł z jej pokoju.

Nowy Orlean

 - Kolejna sukienka? Co tym razem?
 - Bal u Mikaelsonów, bracie. Zostałam zaproszona przez Kola.
 - Dlatego po zajęciach nie wróciłaś do domu! Powiedz szczerze, czujesz coś do niego? - Silas był wyraźnie zaciekawiony tym co odpowie mu siostra.
 - Nie. Jest dla mnie tylko przyjacielem, nikim więcej.
 - A chciałabyś by było coś więcej?
 - O co ci chodzi, Silas?
 - Jestem ciekawy tym co między wami jest. Ty się o niego troszczysz, a on o ciebie. To dziwne.
 - To nie jest dziwne, Silas! Przez tysiąc lat nie miałam nadziei, że coś może się zmienić w moim popieprzonym życiu! Byłam sama ponad tysiąc lat, bo ty postanowiłeś działać na własną rękę. Potem pojawił się Kol. Był zagubiony i przerażony tym czym się stał. Pomogłam mu to zrozumieć, ponieważ jego rodzeństwo miało go głęboko w dupie, aż nie był im potrzebny. Potem został zasztyletowany przez Łowców. A w kolejnych stuleciach rodzeństwo odsuwało go od siebie, Klaus go tyle razy zasztyletował, że już dawno straciłam rachubę. Ich relacje nie są dziwne, tylko chore! Kol to zrozumiał już dawno, ja także, więc staramy się siebie nie ranić. I to ma być niby dziwne?!
 Silasa zatkało. Tak po prostu go zatkało.
 Kiedy Reyna odłożyła swoją sukienkę do szafy, wyszła wściekła z pokoju.

W tym samym czasie w pokoju dziewcząt z Mystic Falls

 Caroline usłyszała pukanie do drzwi. Wstała i podeszła, aby je otworzyć. Nikogo nie było za drzwiami, ale na progu były trzy koperty.
 - Dziewczyny! Patrzcie - podała im zaproszenia.
 - Kolejny bal? - Bonnie czytała zaproszenie.
 - Najwyraźniej - mruknęła pod nosem Elena - Care, masz dopisek z tyłu.
 - Uwaga! Czytam:
 "Caroline!
 Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć na balu
 Klaus".
 - Nie masz zbytniego wyboru, Caroline. Elena idzie z Damonem, Ja z Jeremy'm, a Stefan napewno z Rebekhą.
 - Chyba pójdę z nim. Wcale on źle nie tańczy - mruknęła smutno panna Forbes.




wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 10

UWAGA! Zmieniam styl pisania z pierwszoosobowego na trzecioosobowy.
+dzisiaj urodziny obchodzi Nathaniel Buzolic (Kol), dlatego dodaję dzisiaj rozdział (choć Kol nie pojawi się w nim)
____________________________

Bagna pod Nowym Orleanem

 Czarownica szła bardzo szybko przez bagna. Nie podobała jej się okolica, no, ale trzeba to wytrzymać. Choćby dla zemsty.
 - Eve? - zawołała kobieta.
 - Przyszłaś.
 - Mamy przecież umowę. Ja zdejmę z twojego rodu klątwę i pomogę wam kontrolować przemiany, a wy za to pomożecie mi z wojną.
 - Oczywiście - odpowiedziała Eve.
 - Podczas pełni rzucę czar, a do tego jest jeszcze miesiąc. I tak muszę się dowiedzieć jakie zaklęcie zostało wykorzystane. Do zobaczenia za tydzień - rzuciła Qetsiyah na odchodne.

Nowy Orlean

 - Proszę przygotować referat z dzisiejszego wykładu - pożegnał klasę Maxfield i zniknął w swoim gabinecie.
 Brunet właśnie pakował swoje książki do torby, kiedy zauważył ładną blondynkę. Podszedł do niej i przywitał się.
 - Hej, jestem Enzo.
 - Reyna.
 - Czy my się wcześniej nie spotkaliśmy?
 - Może, może nie. Dużo podróżuję, ale ciebie bym zapamiętała.
 - Czy to ma być komplement? - zapytał z błyskiem w oku.
 - Może, może nie. Domyśl się  - szepnęła mu na ucho.
 - Gdzie mieszkasz? - krzyknął kiedy odchodziła.
 - Trzecie piętro, pokój 302  - puściła mu oczko i wyszła z sali.
 - Ale ja ją na pewno gdzieś spotkałem - Enzo szepnął sam do siebie i także wyszedł z sali.
"To  niemożliwe" - myślała gorączkowo Reyna wracając do akademika. "Przecież spotkałam go ponad pół wieku temu i wymazałam mu pamięć!"
 - Thierry, nie powinieneś się tu pokazywać.
 - Wybacz, ale zobaczyłem, że coś cię niepokoi - odpowiedział ze skruchą.
 - Nic się nie stało. A może jednak? - westchnęła.
 - Powiesz mi w pokoju  - uśmiechnął się pierwszy raz od wydostania się z "ogrodu".
 Weszli do pokoju, a tym zastali Silasa.
 - Proszę, proszę. Moja siostra znalazła sobie chłopaka - klasną w dłonie i wstał z łóżka.
 - To nie chłopak, tylko znajomy.
 Kiedy nieśmiertelny zobaczył smutek w jej oczach przestał być żartobliwy.
 - Co się stało?
 - Właśnie nie wiem. Spotkałam dziś chłopaka na wykładach, którego zahipnotyzowałam kilka dekad temu.
 - I co?  - zaciekawili się obaj chłopcy.
 - Powiedział, że mnie skądś kojarzy. Ale to nie możliwe. Moja hipnoza jest niezawodna.
 - Reyna - powiedział Silas - co jest twoją słabą stroną kontroli nad magią?
 - Cholera! - krzyknęła - wiedźmy nie dokończyły żniw.
 - Pamiętam. Marcel kazał zabić czarownice, ale uratować te szesnastolatki  - mruknął Thierry.
 - Kogo uratowaliście? - zapytała Reyna.
 - Davinę Claire. Jest bardzo potężna, ale także potrafi wykryć magię.
 - Ale ona musi zginąć w żniwach! Inaczej stracę magię. Na zawsze.
 - Ale czemu żniwa z Nowego Orleanu? - zamyślił się Silas.
 - Kiedyś odbywały się w Paryżu, ale czarownice się przeniosły, a razem z nimi moc żniw.
 - Jest problem - rzekł Thierry - twoja perswazja przestanie działać, Kol się w końcu wygada i nici z naszego planu.
 - Ale to nie jedyny problem...

 Nawet nie wiedziała ile czasu już tu siedzi? Tydzień, miesiąc? Ani Bonnie ani Qetsiyah, czy jak tam ona woli, Tessa.
 Wszystko ją bolało od braku krwi. Czuła jak jej żyły ocierają się o siebie. Elena już straciła nadzieję, że stąd wyjdzie kiedy usłyszała kroki. Po chwili do groty zajrzał chłopak o niebieskich oczach i brązowych oczach włosach.
 - Andrea! Znalazłem ją - krzyknął w stronę wyjścia.
 - Już idę, Aleksy - odkrzyknęła.
 Chłopak podszedł do niej i pociągnął za łańcuchy. Sobowtór syknął z  bólu.
 - Wiedźmy to sprytne stworzenia. Ale Qetsiyah jest taka przewidywalna  - szepnął sam do siebie - Andrea! - ponownie krzyknął.
 - Jestem, jestem -  do groty weszła brunetka z brązowymi oczami. Na ramieniu miała torbę.
 Uśmiechnęła się w stronę Eleny i z torby wyciągnęła woreczek z krwią. Podała ją Aleksemu.
 - Pomożemy ci, ale ty też musisz nam pomóc - zaczął chłopak - widzisz, moja bliźniaczka i ja wróciliśmy z martwych i bardzo chcemy się zemścić, dlatego muszę odnaleźć naszego brata i siostrę. Ale o reszcie powiem później - uśmiechnął się i przyłożył Gilbert do ust woreczek.
 Kiedy brunetka opróżniła torebkę z krwi poczuła się lepiej.
 - Masz pojęcie gdzie oni mogą być? - zapytała Andrea.
 - Chyba... pojechali do Nowego Orleanu - powiedziała cicho Elena.

 Damon Salvatore chodził po mieście. Sam. Dlaczego? Bo Elena nie chciała z nim pójść. Od przyjazdu do tego miasta była jakaś inna. Nie zachowywała się jak Elena Gilbert. Zmieniła cały swój styl taki pomiędzy Katherine a Elena.
 Wszedł do jakiegoś baru i zamówił burbona. Obsłużyła go śliczna blondynka, która mogła by być siostrą Caroline.
 Wypił dopiero butelkę, kiedy zauważył jak Stefan wchodzi do baru i kieruje się w stronę kuchni.
 - Co to jakiś dzień bycia nie sobą? - rzucił sarkastycznie.
 - Może jeszcze jedną butelkę? - zapytała kelnerka.
 - Poproszę - odpowiedziałem grzecznie jednocześnie wytężając słuch.
 - Sophie Deveraux mam do ciebie pytanie.
 - Nie wiem kim jesteś, ale lepiej odejdź.
 - Nie przedstawiłem się. Mam na imię Silas. Chyba o mnie słyszałaś?
 - Nieśmiertelny, który wykorzystał czarownicę. Tak słyszałam.
 - Więc lepiej odpowiedz na moje pytania.
 - Ok, pytaj.
 - Czemu żniwa nie zostały ukończone?
 - Marcel porwał ostatnią szesnastolatkę i nie możemy dokończyć żniw, ale staramy się odzyskać Davinę.
 - A czemu czarownice nie mogą czarować?
 - Davina wykrywa magię, ale tylko rodową, pochodzącą z Nowego Orleanu. Innych wiedźm nie wykryje.
 - Tylko to chciałem wiedzieć. Zapomnisz, że mnie widziałaś.
 Następnie wyszedł z restauracji, tak jakby nic się nie stało.
 - A to ci heca! Silas podąża za nami - Damon dopił trunek i wyszedł z Rosseasu's.