czwartek, 31 grudnia 2015

Ogłoszenie #4

Nowy rozdział się jeszcze pisze (znów brak weny), tak więc komentujcie (cieszę się z tych komentarz, które są).

Ale nie o tym mowa! A mianowicie tworzę mojego 4 bloga, który zostanie opublikowany kiedy dostanę zamówiony szablon. W między czasie zrobiłam zwiastun!

UWAGA!
  1. Nie hejtować filmiku!
  2. Nie bić mnie za kiepskość tego nagrania
  3. Bo to moje pierwsze!
  4. W stu procentach amatorske!
  5. Robione w dziwacznym programie, gdzie wszystko było po angielsku :\
  6. Przykro mi, ale taki musi być (siedziałam nad nim 4 godziny!!!)


czwartek, 24 grudnia 2015

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam:
- dużo zdrowia
- szczęścia
- WIELKIEGO OBŻARSTWA

Imagine World

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział 26

Z dedykacją dla Szymona s 
____________________________________

 - Czy ty żeś oszalał?! Sądziłam, że nienawidzisz Mikaelsonów - wydarła się Reyna na brata.
 - Mnie i Klausa połączyła jedynie wspólna tragedia, która odbyła się w mniej więcej w tym samym czasie. Chcę mu pomóc, a on w zamian pomoże mi zabić Qetsiyah.
 - Zaczynam się zastanawiać czy nie zamknąć cię w psychiatryku. Bo tylko tam się nadajesz - westchnęła.
 - Może to wina dwutysięcznego zasuszenia? - zasugerował Silas - Okay. Idę na randkę z Amarą. Przez te całe zamieszanie nie mieliśmy dla siebie czasu - uśmiechnął się, wziął kurtkę z oparcia fotela i wyprowadził swoją ukochaną na zewnątrz.
 - Uwielbiam kiedy się przekomarzacie. To takie odświeżające - powiedziała rozbawiona Andrea.
 - Jak tam sprawy z Katherine?
 - Od jakiegoś czasu jej nie wyczuwam - czarownica zmarszczyła nos - tak jakby była martwa.
 - Z Qetsiyah wszystko jest możliwe. Ale również niepewne.
 - Więc co sugerujesz?
 - Możemy spróbować wejść do głowy Tatii. Tylko, że potrzebujemy Eleny.
 - Poproszę ją - rzekła Andrea i wyszła z posiadłości.

 Czarnowłosa czarownica siedziała w środku pentagramu. Medytowała odcięta od świata zewnętrznego. Tylko ona i magia. Słuchała tego co mówili jej przodkowie. Ale gdy tylko próbowali przekazać coś na temat nieśmiertelnych i Pierwotnych byli blokowani. Qetsiyah podejrzewała, że to sprawka rodziny Silasa. I jeszcze Tatia dręczyła ją pytaniami kiedy zabiją Mikaelsonów skoro wilkołaki są bez klątwy.
 A sama Petrova była coraz bardziej niecierpliwa. Kiedy wilkołaki były wolne i Qetsiyah odmówiła na razie zemst, zabiła pyskującą Katherine Pierce. Była z siebie wtedy zadowolona. Od tamtego czasu chodziła uśmiechnięta.
 - Kiedy przestaniesz się uśmiechać? - warknął jeden z wilkołaków.
 - Pomyślmy... Kiedy umrzesz? - odpowiedziała słodko.
 - Spadaj na drzewo - mruknął wilkołak i poszedł do swoich pobratymców.

 - Bonnie?
 - Tak, Kol?
 - Może wybierzemy się na krótkie wakacje? Jak tylko wszystko się ustabilizuje? - zaproponował.
 - Jasne. Czemu nie? Jestem trochę przemęczona.
 - Czyli wszystko ustalone. Ale gdzie byś wolała pojechać? Nad morze czy w góry?
 - Preferuję pasywny odpoczynek, tak więc morze.
 - Jak sobie życzysz, kochanie.

 Rebekah i Stefan naprawdę zaangażowali się we swój związek. Gdy tylko byli razem nic innego nie miało znaczenia. Po prostu miłość kwitła.
 Jedynie Klaus nadal był w żałobie po stracie Caroline. Wiedział, że była to epicka miłość! Drugiej takiej nie znajdzie. Mimo tego, że trochę flirtował z Camille, to nie było to. I nigdy nie będzie.
 - Bracie proszę, wyjdź i zabaw się. Nie siedź cały czas sam - Elijah był wyraźnie zatroskany.
 - Nie mam nastroju - próbował go zbyć.
 - Nie tylko ty kogoś straciłeś, Niklaus. Ja, Reyna i Andrea wychodzimy dziś na konie. Jak chcesz to się przyłącz. Zaczynamy o 16.
 - Zobaczę.

 - Eleno, proszę. To jedyny sposób, aby być może ją uratować - nalegała Andrea.
 - Nie! Nienawidzę tej suki! I nie będę jej pomagać - protestowała Gilbert.
 - Obiecuję, że gdy skończymy zostawimy cię spokoju - obiecała czarownica.
 - Okay! - zgodziła się po długich namowach - co mam robić?
 - Ustawię świece w kształcie okręgu i usiądziemy w samym jego środku. Ja wymówię jakąś formułkę, coś tam sobie popatrzę i będziesz wolna.
 - Mówisz do mnie jak do małego dziecka - uśmiechnęła się Elena.
 - Jakbyś poznała mojego bliźniaka uznałabyś, że zwracam się do ciebie jak do dorosłego człowieka - odpowiedziała ni to rozbawiona ni to smutna.
 - Przepraszam.
 - Nie ma za co. Możemy zaczynać?
 Andrea szybko uporała się z zaklęciem. Dowiedziała się, że Katerina Petrova nie żyje. Musiała o tym powiedzieć Enzowi, ale to jutro, kiedy będzie z Reyną.
 Gdy tylko skończyła z Eleną od razu pojechała do stadniny, którą wynajął Elijah.
 Kiedy tam się pojawiła Reyna rozmawiała o czym z Pierwotnym. Była szczęśliwa. Zauważyła jeszcze Nika, który czyścił swojego wierzchowca. Obserwowała jego powolne ruchy. Widać było, że sprawia mu to przyjemność.
 - Super! Wszyscy jesteśmy. Dzięki Klausowi, który zgodził przygotować konie do jazdy mamy mniej roboty - poinformował ich Elijah  - okay! Zaczynamy zabawę.
 Tym razem Pierwotny pozbył się garnituru i ubrał zwykłe spodnie i koszulkę. Reyna uważała, że wyglądała bosko we wszystkim. Nik i Andrea wymyślali różne sarkastyczne uwagi na temat jego stroju. Ale nie wypowiedzieli ich głośno. Chcieli mieć przyjazny wieczór.
 Elijah pomógł wejść dziewczynom na zwierzęta i sam z bratem także ich dosiedli. Nie minęło pół godziny, a brunetka zleciała z konie ze śmiechem. Hybryda szybko zeskoczył ze swojego i podniósł dziewczynę.
 - Chyba..... haha..... złamałam......haha...... kostkę....... haha.....- śmiała się.
 Nik także się uśmiechnął widząc jej rozbawienie.
 - Możesz ją zaprowadzić do środka? - zapytała Reyna.
 - Jasne - odpowiedział i w wampirzym tempie zabrał jej siostrę do stajni.
 - To tylko kostka - protestowała czarownica.
 - Ale ją obejrzę - upierał się Nik - nie jest źle. Jak przez kilka dni nie będziesz chodzić i smarować nogę żelem to przejdzie.
 - Super.
 Po dwóch godzinach jazdy Elijah i Reyna skończyli. Byli zaróżowieni na twarzy, ale uśmiechnięci od ucha do ucha.
 - Podobało się? - zapytał El swojej ukochanej.
 - Jak nigdy w życiu.
 - Za jakiś czas znów tu przyjdziemy - szepnął jej na ucho.
 - Nie mam nic przeciwko temu - pocałowała go delikatnie.
 - Oj! Przestańcie sobie słodzić - jęknął teatralnie jego brat.
 - No włąśnie - poparła go Andrea.
 - Buuuuu - powiedziała blondynka i wsiadła do samochodu swojego chłopaka.

 Jeremy właśnie się pakował. Nie chciał dłużej zostawać w tym mieście i patrzeć na swoją byłą dziewczynę. Elena próbowała go przekonać, aby został, ale był nieugięty. Zabrał swoją walizkę i wsiadł do samochodu. Pożegnał się z siostrą i odjechał.

czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział 25

 Następny dzień wydawał się i Pierwotnym i nieśmiertelnym i byłym mieszkańcom Mystic Falls dniem cholernie smutnym oraz dołującym.
 Wiele w ich życiu teraz było niepewne oprócz jednego. Pogrzebu. I to dwóch wspaniałych ludzi, którzy w większym czy mniejszym stopniu uratowali świat.
 Klaus nie mógł się otrząsnąć, mimo tego, że widział kto zabił jego ukochaną i tego, że Silas z chęcią pomoże mu go zabić. On przynajmniej nie obwiniał siebie o śmierć bliskiej osoby.
 Ale Reyna tak. Nie spała mimo, że była zdrowa. Bolała ją dusza i psychika. Patrzyła w lustro nie widząc siebie, tylko zupełnie inną osobę. Ciągle myślała, że nie zmieniła się przez te dwa tysiące lat. Bardzo się myliła. Stała się bardziej wytrwała, silniejsza, niepokonana.
 Andrea też nie czuła się najlepiej. Bądź co bądź tęskniła za bratem. Uwielbiała jego styl bycia, poczucie humoru i dystans do samego siebie.
 A Silas miał ochotę zamordować Qetsiyah. Jak najbrutalniej. Aby jak najbardziej cierpiała. Tak jak on po starcie jedynego brata, którego uwielbiała cała jego rodzina za nim nie została prawie w całości zamordowana.
 Podczas procesji na cmentarz Elijah towarzyszył Reynie, co było dla niej niezwykle pokrzepiające.
 Drugim punktem tego dnia był pogrzeb Caroline w Mystic Falls.
 Po pogrzebie Caroline, Klaus został kilka dni w Mystic Falls, aby pocieszyć Liz i przychodzić na cmentarz do Forbes.
 Kolejne dni były ponure. Andrea szaleńczo szukała Qetsiyah, ponieważ obiecała Enzo, że uratuje Katherine Pierce. Silas znikał i pomagał Niklausowi w zabiciu Finna, który zwiał tuż po śmierci wampirzycy. Często wracał po dwóch dniach.
 - Wrócisz na studia? - zapytał Elijah po miesiącu od pogrzebu.
 - Nie. Tak. Nie wiem - odpowiedziała i uśmiechnęła się na swoje niezdecydowanie - może, ale to będzie zależne od znalezienia i zabicia Qetsiyah i Finna.
 - Masz jakiś pomysł?
 - Nie. Jak na razie mam zamiar nacieszyć się zdrowiem i tobą, bo jeśli pamiętasz przez większość naszego związku byłam chora.
 - Podoba mi się to - powiedział Elijah.
Nieśmiertelna się uśmiechnęła i pocałowała go krótko.
 - Lubię kiedy się uśmiechasz - szepnął jej na ucho - zatańczymy?
 Reyna kiwnęła głową.
 Elijah wziął ją w objęcia i zaczął się poruszać. Było mu dobrze. Czuł ulgę kiedy jej dotykał. Nie wyobrażał sobie dalszego życia bez niej. Chciał ją pamiętać szczęśliwą, a nie taką zmizerniałą jak podczas choroby. Westchnął głęboko.
 - Grosik za twoje myśli? - rzuciła blondynka.
 - Cieszę się, że zaczynasz być ponownie szczęśliwa - odrzekł i pocałował jej włosy.
 - Ja też.

 Co do ekipy z MF... z nimi wcale nie było lepiej mimo upływu czasu. Ale radzili sobie. Elena, Bonnie i Stefan wrócili na uczelnię i nadrobili wszystkie zaległości. Damon trenował z Jeremy'm. Powoli wracali do normalności jeśli tak można określić życie wampirów, czarownicy i łowcy.
 Bennett w dalszym ciągu spotykała się z Kolem, czego w dalszym ciągu Elena nie aprobowała.
 - Wychodzę - oznajmiła Bonnie.
 - Z panem K.M? - zapytała Gilbert. Nigdy nie mówiła o Pierwotnym w pełnej nazwie.
 - On ma imię - odrzekła Bon Bon.
 - Jego imię jest od teraz moim tematem tabu, ok?
 - Jak sobie chcesz - zgodziła się.
 - Miłej zabawy.
 - Nawzajem - i wyszła.
______________________
Krótko, ale ten rozdział coś mi nie podchodził i wymyśliłam coś na szybko. Wbaczcie

czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 24

 - Caroline, proszę odezwij się - i ponownie włączyła się poczta głosowa.
 Klaus załamany usiadł na ławce w parku. Ciągle myślał gdzie mogła pójść. Może do baru?
 - Pan Niklaus Mikaelson?
 - Taak? - odpowiedział dość niepewnie.
 - Paczka dla pana - powiedział chłopak.
 Mikaelson szybko zerwał taśmę dzielącą go od zawartości. Pudło wypadło mu z rąk kiedy zobaczył...
 - Serce? - zapytał wstrząśnięty.
 Wampirzy kurier mu nie odpowiedział. Z kieszeni wyciągnął kołek i przebił sobie serce. Ostatnie co mruknął do było "Fi...".
 Klaus zauważył, że obok organu w paczce był list. Wyciągnął go drżącymi rękami.

Jej ciało znajdziesz w dokach. Mam nadzieję, że podoba się zmiana sytuacji
F.M

 Bonnie wypuściła komórkę z dłoni, a ta roztrzaskała się o podłogę. Stefan zatrzymał się w półkroku, a Damon z Eleną zastygli w bezruchu. To był szok.
 - Allleee...... Jaaaaakkkkkkkkkk.... To........... Mooooożliwwwwwe..........? - zapytała Bonnie przez łzy jąkając się i wybiegła z mieszkania.
 Musiała znaleźć się przy Kolu, w jego objęciach. Chciała mu powiedzieć co się stało. Gdy tylko dobiegła do bramy zgięła się w pół z wycieńczenia. Zadzwoniła do furtki.
 - Mój Boże! Bonnie, co się stało? - Kol wypadł z rezydencji jak strzała i podbiegł do czarownicy.
Bennett po prostu się rozpłakała. Pierwotny ją przytulił i zabrał do środka. Zaprowadził ją do jednej z gościnnych sypialni.
 - Opowiedz mi o wszystkim co się stało - zaproponował Mikaelson.
 Dziewczyna opowiedziała mu o całym tym feralnym dniu, o śmierci Care.
 - Przykro mi Bonnie - pogłaskał ją po włosach.

 Elijah usiadł na łóżku i spojrzał na nieśmiertelną. Jego oczy były rozwarte z szoku.
 - Co się stało? - zapytała Reyna.
 - Caroline nie żyje - odparł Pierwotny - Klaus jest pewnie załamany.
 - Ale jak to?
 - Sam nie wiem. Ten kto to zrobił podpisał się F.M. Wiadomo tylko tyle.
 - Chciałabym pomóc - odparła Reyna.
 - Wiem, ale nie możesz. Ani ja. Więc musimy czekać.
 - Nienawidzę czekać.
 - Ani ja.

 Cały dzień Andrea z Aleksym wykonywali rytuał, polegający na zamianie mocy. Czyli, że Reyna zabierze moc Aleksego i już nie będzie mogła czarować, a Aleksy jej, przez co zachoruje tak ciężko jak ona i nie będzie mógł czarować, tak jak Reyna podczas choroby.
 W końcu nadeszła noc i była jeszcze godzina do wejścia księżyca w zenit. Andrea i jej bliźniak usiedli w pentagramie z soli i świec. Zaczęli szeptać zaklęcie.
 Po kilkunastu minutach było już widać, że zaklęcie ich wyczerpuje. Choć mieli świece i kwiaty, które obumierały z zawrotną szybkością.
 Równo z pełnią skończyli. Andrea zachłysnęła się powietrzem i upadła na ziemię. Patrzyła cały czas wpatrywała się w brata, który w jednej sekundzie zmizerniał.
 - Udało się - szepnął chłopak.
 Silas patrzył na brata z wieloma uczuciami w oczach. Od złości za jego poświęcenie po rozpacz jaką będzie przeżywać kiedy umrze.

 Reyna gwałtownie wyprostowała się. Spojrzała w stronę drzwi i warknęła.
 - Co się stało? - zapytał zdezorientowany Elijah.
 - Skończyli rytuał. Uratowali miasto... i mnie - dodała cicho - Elijah! Sprawdź czy możesz przejść przez drzwi!
 Mikaelson posłuchał swojej ukochanej i spróbował. Udało mu się. A ułamek sekundy później w pokoju nie było już nieśmiertelnej.
 - Co wyście do jasnej cholery zrobili?! - krzyknęła w stronę swojego rodzeństwa.
 - Uratowaliśmy ci życie - odparł Silas.
 - Ale jakim kosztem?!
 - Aleksy umrze i za ciebie i za całe miasto. Powinnaś być dumna ze swojego brata - odpowiedział ze spokojem.
 - Aleksy... - dziewczyna podeszła do niego i pomogła mu wstać.
 Zaprowadziła go na sofę.
 - Wszystko w porządku? - zapytał siostry.
 - Nie. Nic nie jest w porządku. Ty umierasz.
 - Tak w ogóle nie powinienem żyć. Byłem martwy przez dwa tysiące lat. Nie pamiętasz?
 - Pamiętam, że nie miałam nikogo przez tysiąc lat. A potem pojawił się Kol. Zresztą bardzo przypomina ciebie. Ale nadal byłam samotna. Chciałam mieć rodzinę. Pełną. Z tobą, Andreą i Silasem. A teraz nie ma na to szans.
 - Ale musicie się z tym pogodzić. Tak jak zrobiliście kiedy mnie i Andreę rozszarpały wilkołaki. Choć nie tylko nas. Również część naszego sabatu.
 - To nieistotne. To już było,
 Chłopak się zakrztusił i wypluł krew. Reyna podała mu chusteczkę.
 Bracia Mikaelson przyglądali się temu z drugiego końca salonu. Nic nie mówili. Tylko współczuli swojej przyjaciółce oraz jej rodzeństwu. Sami pamiętali jak to było kiedy Henrik zginął.
 - Proszę nie - jęknęła blondynka - nie umieraj!
 Potem było słychać tylko szloch. Nie jednej osoby, ale trzech.

 Następnego dnia odbyły się przygotowywania do pogrzebu. Rebekah obiecała, że pomoże im we wszystkim.
 Tak, więc Pierwotna Andrea i Silas cały dzień byli zajęci i nie mogli poświęcić czasu swojej siostrze, która w gruncie rzeczy obwiniała siebie o śmierć brata.
 - Kochanie - Elijah zjawił się u niej w południe. Dopiero, bo pomagał Klausowi szykować pogrzeb Caroline.
 Reyna nic nie odpowiedziała. Dalej wpatrywała się w coś za oknem.
 - To nie twoja wina - pocieszał ją - przecież był człowiekiem i no wiesz kiedyś by i tak...
 - Umarł? Wiem. I to mnie przeraża jeszcze bardziej.
 - Na co tak patrzysz?
 - Na naturę. Czuję ją. Jeszcze mocniej niż wcześniej. I widzę... - zawahała się - przebłyski. Czegoś czego nigdy nie widziała wcześniej. Aleksy potrafił przewidzieć przyszłość. Był jeszcze bardziej wyjątkowy niż ja. Rodzice uważali go za cud. A kiedy wilkołaki go dorwały... mój sabat sprawił, że wyginęli wszyscy poza Alfą i jego żoną. I nigdy nie zgadniesz jakie to było wilkołaki.
 - Nie zgadnę - uśmiechnął się słabo Mikaelson.
 - Półksiężycowi. I teraz ich widzę. Planują coś złego. Z Tatią. I Qetsiyah.
 - Tatią Petrovą, tak?
 - Wiesz, że ona jest zła. Chciała zabić Elenę i Katherine.
 - Ale Katherine zaginęła.
 - Więc trzeba ją znaleźć - odpowiedziała chłodno - i to zrobię...
 - Nie masz magii - przerwał jej Pierwotny.
 - Przekonajmy się - uśmiechnęła się wrednie.
  Podniosła rękę. I sprawiła tym ból wampirowi.
 - A ty mówisz, że nie mam mocy, phi! - pomogła mu wstać.

 Klaus cały czas siedział w barze i pił. Nie mógł pogodzić się ze stratą Caroline. Choć minęła już połowa dnia dalej pił. Próbował zapić smutek, co i tak niewiele mu pomagało.
 - Poproszę to samo co on - usłyszał jak przesiada się do niego ktoś nowy.
 Podniósł głowę i zobaczył Stefana.
 - Ja to nie Stefan. Silas - wyjaśnił Hybrydzie.
 - Co tu robisz?
 - Postanowiłem wypić za duszę mojego młodszego brata. A ty?
 - Zapijał smutki.
 - Po śmierci córki Szeryfa? Oczywiście, że tak! Bardzo mi przykro.
 - Na pewno nie.
 - Uwierz, że tak. Wczoraj musiałem patrzeć jak Aleksy się poświęca za siostrę. I nic nie mogłem zrobić. Jeśli sumujesz to wszystko wyjdzie ci, że Aleksy ocalił cale miasto.
 - Elijah coś wspominał. Współczuję.
 - Wiesz kto zabił Caroline? - zapytał Silas.
 - Nie. W liście podpisał się tylko F.M. A ten co przyniósł paczkę wykrztusił tylko Fi i zabił się.
 - F.M i Fi. Masz jakieś podejrzenia?
 - To Fi może znaczyć wiele, ale to F.M... Podejrzewam Finna. Kiedyś spiskował razem z Esther, aby nas zabić.
 - Brat krzywdzi brata. Dziwny jest ten świat. I co zamierzasz z tym zrobić?
 - Zabić go.
 - Pomogę ci. Wstawaj. Może uda nam się wcisnąć jeszcze jednego do ceremonii pogrzebowej.


_________________________
Moim zdaniem jest to bardzo smutny rozdział. Czekam na Wasze opinie

czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 23

Znienawidzicie mnie za scenę 3, Sorry! + jestem ciekawa waszej reakcji na sytuację ze sceny 3, więc komentujcie
____________________________________

 - Wiedziałem! - uśmiechnął się Silas kiedy Pierwotni wnieśli zwłoki do salonu.
 - Ponoć macie jakiś plan. Jaki? - zapytała Rebekah.
 - Blondi, bez obrazy, ale my o tym nie mówimy w tym domu głośno. Jeśli Reyna lub Elijah to usłyszą to nas powstrzymają - powiedział Aleksy z posępną miną, patrząc na trupa.
 - Chodźcie to wam wyjaśnimy - zaproponowała Andrea.
 Weszli do jadalni. Zamiast stołu były rozstawione świece, a w środku kręgu stał kocioł.
 - Kocioł? - zapytał z lekką kpiną Finn.
 - To wzmocni zaklęcie na wiele wieków. Do tego mamy talizman Qetsiyah i zaklęcie Reyny, które wykradł Aleksy - wyjaśniła Andrea - ale jest to trudny i czasochłonny rytuał.
 - To co zrobicie z Reyną i Elijahą? Jak on wyjdzie z jej pokoju? - zapytał Kol.
 - Nie wyjdzie. Enzo rozsypał sól pod drzwiami, a ja rzuciłam zaklęcie. Musimy zacząć. Dzisiaj jest pełnia, więc skończymy równo z wejściem księżyca w zenit.

 - Dzisiaj pełnia. Więc jutro realizujemy nasz plan? - zapytała Tatia Qetsiyah.
 - Raczej dzisiaj tego nie zrobimy. Nie mam zaklęcia, które powstrzymało by przemianę.
 - Coś ty taka cięta - odparowała Petrova.
 - Davina zabiła się kilkanaście metrów od naszego obozu. Prawie nas odkryli, więc się denerwuję. Ale też możemy świętować. Reyna umiera, Davina nie żyje, więc Silas nie uratuje swojej siostry. Proste.
 - Ale czy się nie wkurzy? Silas?
 - Będzie zbyt zrozpaczony jej śmiercią, że nie zdoła mnie pokonać. Wtedy go zabiję. Ale oczywiście najpierw zginie Amara.
 - Co się dzieje w twojej głowie.
 - Wiele rzeczy.

 Caroline szła spokojnie ulicą. Właśnie wraca od Klausa. Była wyraźnie zadowolona ze swojego życia. Nie miała powodów do zmartwień. Ale nie miała pojęcia, że ktoś ją obserwował z ukrycia. Zorientowała się dopiero po pokonaniu dwóch przecznic. Weszła powoli do ślepego zaułka. Za nią wszedł jakiś tajemniczy mężczyzna. Rozglądał się w poszukiwaniu blondynki.
 - Czego chcesz - odezwała się Caroline.
 Mężczyzna nie odpowiedział tylko zaatakował wampirzycę. Forbes długo się broniła, ale tajemniczy gość był silniejszy i sprytniejszy. Szybko uporał się z zaciętością dziewczyny i wbił swoją dłoń w jej klatkę piersiową i wyrwał jej serce z piersi.
 Piękne, błękitne oczy Caroline Forbes zastygły. Jej skóra poszarzała, a część żył wyszła na wierzch.
 - Finn, robota skończona - facet zadzwonił do Pierwotnego.
 "- Świetnie! Teraz zapakuj jej serce do paczki i wyślij mojemu bratu. Z dopiskiem, gdzie znajdzie ciało. Gdy to zrobisz, twoja robota skończona"
 - Rozumiem.

 - Oddychaj, proszę. Oddychaj! - mówił Elijah z lekką paniką w głosie do Reyny, z którą było coraz gorzej.
 - Potrzebuję krwi - wysapała - głodna jestem.
 - Zaraz ci przyniosę - ale kiedy chciał wyjść, zderzył się z niewidzialną barierą - co jest?!
 - Wybacz stary, ale nie wyjdziesz stąd. Przynieść ci coś? - zapytał Lorenzo.
 - Co wyście zrobili? - zapytała cicho Reyna.
 - Staramy się uratować ci życie - odpowiedział.
 - Nie da się! Przestańcie z tymi idiotycznymi pomysłami.
 - Uda się. Zobaczysz.
 - Elijah! Proszę. Oni jednego poświęcą! Proszę - szepnęła.
 - Kogo? - zapytał pierwotny Enza.
 - Reyna chyba już wie - odpowiedział - zaraz przyniosę wam krew - i odszedł.
 - Kogo? - zapytał ponownie Elijah, ale tym razem Reynę.
 - Aleksego - z jej gardła wyrwał się szloch.

 "- Tu Caroline Forbes. Jeśli to coś ważnego, zostaw wiadomość"
 - I co? - zapytał Stefan.
 - Dalej nie odbiera - westchnęła Bonnie.
 - Może Barbie jest z Hybrydą? - zasugerował Damon.
 - No właśnie nie jest. Dzwoniłam również do niego i powiedział, że Care wyszła kilka godzin temu - odpowiedziała wampirowi.
 - Może zabalowała?
 - Klaus przetrząsa miasto. Musimy czekać - mruknęła czarownica.
 - A pan K.? Odzywał się - zapytał z ironią Damon.
 - Ma coś ważnego do załatwienia - Bennett rzuciła w niego w poduszką.
 Salvatore złapał ją za nim uderzyła w jego twarz.


__________________________
Krótko, ale nie mam czasu na pisanie. Wybaczcie

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 22

 Klaus leżał obok Caroline. Był szczęśliwy. Miał swoją ukochaną, miasto.
 Chciał wstać, ale powstrzymało go poruszenie i pomruk Care.
 - Klaus?
 - Jestem, śpij dalej.

 Usłyszał krzyk i poderwał się z kanapy. Spojrzał na łóżko swojej dziewczyny zaniepokojony. Siedziała i obejmowała się rękami.
 - Co się stało? - zapytał sennie.
 - Zły sen - wydyszała. Nie mogła oddychać, jakby miała astmę.
 Elijah podszedł do niej i przytulił ją. Wiedział, że teraz tego potrzebuje. I to bardzo.
 - Powinieneś iść spać. Nie musisz się zrywać za każdym razem.
 - Nie mógłbym. Za bardzo cię kocham, aby być obojętnym na twój krzyk. Jesteś mi potrzebna, bo bez ciebie nie mógłbym funkcjonować. Teraz wiem, że nawet kiedy nie pamiętałem niczego o tobie czułem się pusty. Katerina nie znalazła miejsca w moim sercu, bo ty je zabrałaś, kiedy uciekłaś.
 - Dlaczego mi to mówisz? Nie rozumiesz, że umrę? Nie chcę odchodzić z poczuciem winy... - Pierwotny przerwał jej krótkim pocałunkiem.
 - Przeżyjesz. Przeżyłaś dwa tysiące lat, przeżyjesz i kolejne.

 Enzo przebudził się w jakimś domu. Leżał na wygodnym łóżku. Szybko wstał i zaczął się rozglądać. Nie wiedział gdzie jest ani jak się tam znalazł. Ostatnie co pamiętał to, że coś go odrzuciło od Katherine.
 Katherine! Została porwana!
 - Spokojnie. Już jej szukają - usłyszała za sobą spokojny, damski głos.
 - Gdzie jestem? - zapytał ignorując uspokajający ton dziewczyny.
 - W domu Reyny. Chyba ją jeszcze pamiętasz?
 - Reyna? Dawno jej nie widziałem. Co z nią?
 - Gorzej, ale za niedługo zdejmiemy z niej klątwę żniw. Nie umrze.
 - Ale jak to zrobicie?
 - Mamy magię, mamy zaklęcie i mamy ofiarę. To wszystko czego nam potrzeba.
 - Ofiarę? Kogo? - zapytał zdziwiony i zszokowany.
 - Nie twój interes Lorenzo - odparła sucha i wyszła z pokoju. Po sekundzie uchyliła odrobinę drzwi - Jakby co możesz zatrzymać sobie ten pokój. Taki prezent od Reyny - puściła mu oczko i zniknęła.

 Zimno. I to bardzo zimno. Mimo tego, że była wampirem było jej zimno. Robiła się coraz bardziej wkurzona. Z każdą minutą miała ochotę zabić. Nawet głupiego wilkołaka. A tak poza tym, co chwila jakiś przechodził obok niej. Rzucała im lodowate spojrzenie, więc szybko uciekały.
 - Już niedługo, skarbie - uśmiechnęła się złośliwie Tatia.
 - Spadaj do piekła!
 - Najpierw ty - klepnęła ją w policzek.

 - Czujecie to? - zapytał Kol Finna i Rebekhi.
 - Ale co? - odparła Bex.
 - Trupa. Gdybyście spędzili tyle lat odseparowani od Nika, bez uczuć i wśród trupów, też byście potrafili wyczuć śmierć - powiedział z kpiącym uśmieszkiem Kol.
 - To prowadź, panie ekspercie od trupów - wskazał dłonią Finn.
 Młodszy Pierwotny ruszył z wampirzą szybkością w stronę nieprzyjemnego zapachu. Z doskonałą precyzją omijał drzewa i przeskakiwał kamienie. W końcu dotarł do drewnianego domku. Rebekah i Finn wpadli na polanę tuż za nim.
 - O mój Boże! - krzyknęła Bekah i zakryła usta dłonią.
 Finn nic nie powiedział. Patrzył tylko z szeroko otwartymi ustami.
 - Ach te nastolatki! Kiedy są zdesperowane to zabijają się - westchnął Kol.
 - Nie żartuj sobie! To straszne! - zbeształa go siostra.
 - Bex, słuchaj. Widziałem wiele. Ruszyło by mnie to gdyby wisiał tu ktoś kogo kocham. A tej czarownicy to ja nawet nie znałem. Więc wybacz, że nie mam odruchu współczucia.
 Pierwotna nic nie powiedziała. Brunet miał rację. Zbyt wiele doświadczył w ciągu tysiąca lat.
 Kol skinął na brata, aby mu pomógł ściągnąć Davinę z drzewa. Zrobili to dosyć ostrożnie. Finn szybko skoczył do domku w poszukiwaniu jakiegoś materiału. Znalazł go i pomógł bratu owinąć w niego dziewczynę.
 - Wracajmy już do samochodu. Musimy ją przewieźć do Andrei i Aleksego. Mówili mi, że mają jakiś plan na wypadek śmierci panny Claire.
 - Co powiemy Klausowi? - zapytała Rebekah.
 - Nic. Jest teraz zajęty Caroline Forbes i władzą nad miastem.

 - Odzywał się? - zapytał Stefan Bonnie.
 - Nie. I to mnie martwi. A co jeśli coś im zrobiła? - krzyknęła Bennett.
 - Spokojnie Bon Bon - odezwał się Damon - to Pierwotni. Nic im się nie stanie. A tak na marginesie, co cię łączy z panem Kolem Mikaelsonem?
 - Damon - szturchnęła go Elena.
 - Chcę to wiedzieć. Jeremy mi nie powie, choć wie. Chcę to usłyszeć od wiedźmy.
 - Ale ta wiedźmy ci nie powie - syknęła Bonnie i połamała mu kilka kości.
 - Czyli coś między wami jest - krzyknął Damon, kiedy magia przestała na nim działać.
 - Och! Spadaj na drzewo!

_________________________________
Jeszcze żyję! Jak Wam się podoba rozdział?
Myślę sobie, że tak około 30 lub 40 rozdziału będzie koniec

środa, 28 października 2015

Rozdział 21

Jak zwykle przypominam o ankiecie z boku i KOMENTOWANIU!!!!
___________________

 - Znajdziesz ją? - zapytał Kol
 - Nie wiem. Masz coś co należy do niej?
 - Szczotkę do włosów. Tyle mogłem zabrać ze strychu zanim Klaus i banda wampirów się tam zjawili.
 - Spróbuję.
 - Pomóc ci w czymś, Bonnie?
 - Nie. I tak dużo zrobiłeś.

 Ktoś trzasnął drzwiami. Andrea wychyliła się zza drwi od kuchni. Nie była zaskoczona, że Elijah wszedł jakby był u siebie.
 - Dzień dobry się mówi - rzuciła kąśliwie.
 - Co? - zapytał zaspany.
 - Przeprowadź się tu. Oszczędzisz nam rozwalenia drzwi. Uwierz, że one nie wytrzymają długo - i ponownie zniknęła w kuchni.
 - Może to jest rozwiązanie - uśmiechnął się słabo i wszedł na piętro.

 Brunetka stała przed lustrem. Zastanawiała się w co ma się ubrać. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Odwróciła się i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej granatową bokserkę, czarne, skórzane spodnie oraz czarne botki. Na ramiona zarzuciła kurtkę i wyszła z pokoju hotelowego. Postanowiła, że dzisiaj się zabawi sama lub z kimś kto się nawinie. Szła pewnym krokiem ulicami Nowego Orleanu. Była zadowolona z tego, że kilku mężczyzn odwróciło się za nią.
 Doszła w końcu do centrum Francuskiej Dzielnicy. Trwała właśnie w najlepsze parada. Zresztą takie imprezy odbywają się prawie codziennie.
 Wampirzyca dołączyła do bawiących się ludzi. Komuś odebrała butelkę z whiskey, innemu zabrała papierosa. Tańczyła, śmiała się jak nigdy przedtem. Może tak smakuje wolność? Gdy zrobiła kolejny obrót trafiła na bruneta. Uśmiechnęli się do siebie i zaczęli tańczyć.
 Oboje myśleli w tamtej chwili:
 Chcę żyć.
 Chcę znów normalnie spać.
 Chcę znów słyszeć szczere kocham.
 Chcę Ciebie i tylko Ciebie.
 Chcę znów wierzyć.
 Chcę znów zaufać.
 Chcę się uśmiechać.
 Chcę być szczęśliwym.
 Chcę poczuć się żywym.
 Chcę nie martwić się przyszłością.
 Chcę mieć nadzieję.
 - Dziękuję - powiedziała kiedy ją przytulił.
 - Cała przyjemność po mojej stronie.
 Nagle dziewczyna złapała się za głowę, a chłopaka odrzuciło w tył. Na skraju świadomości usłyszała:
 - Nie zwyciężona Katerina Petrova złapana. Zabrać ją, a Enza zostawicie. I tak jej nie uratuje.

 - Wiesz, że jej nie znajdą, Elijah. Ja umrę. Po co się oszukiwać. I tak tracę zmysły - westchnęła cicho.
 - Nie umrzesz. Ani ja, ani Kol nie pozwolimy na to - powiedział pewnie Pierwotny.
 - Ona prędzej sama się zabije niż pozwoli dokończyć rytuał.
 - Znajdą ją. Kol nawet nie śpi, aby dokonać tego.
 Reyna usiadła na łóżku po turecku. Jej wzrok był po raz pierwszy od kilku tygodni skupiony. Miała zaciśnięta usta i zmarszczone czoło.
 - Obiecaj mi coś - rzekła poważnie.
 - Wszystko - pocałował jej dłonie.
 - Zasztyletujesz go kiedy mi się pogorszy - szepnęła - nie chcę by cierpiał. Tak, wiem, że teraz spotyka się z Bonnie, ale to tylko na miesiąc.
 - I co mu powiem?
 - Nic. Od razu się domyśli.
 - A co ze mną? Myślisz, że mnie to nie zrani? - zapytał zrozpaczony.
 - Elijah, Kol kiedy został przemieniony był wprawdzie dzieciakiem. A ty... jesteś starszy. Radziłeś sobie z gorszymi rzeczami.
 - Może ja też się zasztyletuję? Tak na zawsze?
 - Proszę, nie mów tak! Zasługujesz na szczęśliwe i długie życie.
 - Po co mi życie, które przynosi mi ciągle pecha?
 Całą rozmowę podsłuchał Aleksy. To go przerastało. Jego siostra, która zastąpiła mu matkę i ojca miała umrzeć. Tyle dla niego zrobiła, a on dla niej nic. Bo nigdy nic od niego nie oczekiwała.
 Po kilkunastu minutach analizowania wiedział co ma zrobić.
 - Andrea, możesz tu przyjść?
 - O co chodzi? - zapytała znudzona.
 - Wiem jak ocalić naszą siostrę.

 - Kol, ale jej nigdzie nie ma! Tak jak by się rozpłynęła w powietrzu - krzyknęła Bonnie.
 - Zaklęcie maskujące? - zaproponował Kol.
 - Musiało by być silne. Bardzo silne.
 - Zadzwonię do Nika.

 Biegła przez las. Była coraz bardziej wyczerpana. Wydawało jej się, że nigdy nie dobiegnie do celu. W pewnym momencie zgięła się w pół i upadła na ziemię. Kiedy podniosła głowę ujrzała mały, drewniany domek. To właśnie było celem jej ucieczki.
 - Auć - syknęła, kiedy znowu poczuła, że ktoś próbuje ją odnaleźć za pomocą magii.
 Weszła do domku. Znalazła to czego potrzebowała, czyli sznur i krzesło.
 Znowu poczuła ból w głowie, ale nie blokowała już zaklęć. I tak nie miało to sensu. Nie zrobią jej nic.
 Wyszła na zewnątrz. Podeszła do pierwszego lepszego drzewa i zawiesiła na nim sznur, w który wcześniej zrobiła pętlę. Postawiła krzesło pod gałęzią i weszła na nie. Zawiesiła sobie pętlę na szyi i zeskoczyła z krzesła.

 - Jesteś idiotą - stwierdził Silas.
 - Ale to jedyny sposób!
 - Naprawdę jesteś idiotą - rzuciła Andrea.
 - Słuchajcie, i tak to zrobię z waszą pomocą czy bez. Po mojej śmierci będzie płakać niewielu jak po jej.
 - Ja będę płakać, ona będzie płakać. Złamiesz jej i tak już pęknięte serce.
 - Siostrzyczko, wiem, ale trzeba wybrać mniejsze zło. Uratujemy Reynę i Nowy Orlean.
 - A co z trzema czarownicami ze żniw? - zapytał Silas.
 - Nie wiem. Jeśli ktoś skończy rytuał to ożyją, ale jak wiemy, większość starszych wiedźm, które mogły by to zrobić zostały zabite przez Marcela.
 - Ale on nie żyje - westchnął Silas.
 - No i co z tego? Teraz terror sieje Niklaus. Ale bez Daviny nie utrzyma w ryzach czarownice.
 - Zeszliśmy z tematu twojej ofiary, Aleksy - zauważyła Andrea - masz zaklęcie?
 - Mam.
 - Kiedy zaczynamy? - ponownie zapytał nieśmiertelny.
 - Kiedy ostatni żywioł będzie chciał zniszczyć miasto.

 - Caroline, jak miło, że przyszłaś - uśmiechnął się Klaus.
 - Cieszę się, że mnie zaprosiłeś - odwzajemniła uśmiech - co chciałeś mi pokazać?
 - Kiedy odzyskałem mój dom pomyślałem, że zechcesz zobaczyć trochę historii Nowego Orleanu. Tak, więc zapraszam na prywatne zwiedzanie, panno Forbes.
  Podał jej ramię i zaczęli zwiedzanie. Nik opowiadał z wielką pasją o mieście i o domu. Caroline widziała jak stara się jej zaimponować. Wiedziała również, że on pewien sposób ją kocha. Jak bardzo? Tego nie wiedziała. Tak samo nie wiedziała jak kocha go.
 - Klaus, muszę ci coś powiedzieć. Ja... - przerwał jej pocałunkiem. Wiedział doskonale co chciała powiedzieć.
 - Ja ciebie też Caroline Forbes - i ponownie wpił się w jej usta.

Wampir próbował się wyrwać, ale nie miał siły, bo została mu wbita w szyję werbena.
 - Nic ci to nie da - powiedział jeden z wampirów, który trzymał go za ramiona.
 Wiedział, że przegrał. Ale się zemścił. I to dawało mu poczucie satysfakcji. Zginie w pełni zaspokojony. Tylko szkoda mu było Reyny. Uratowała go, a on się nawet nie pożegnał.
 - Przykro mi stary - westchnął Diego.
 Szybkim ruchem wbił mu kołek w pierś.
 Thierry poczuł jak życie ulatuje z niego. Najpierw był ostry ból w sercu, ale następnie ulga. Nic nie czuł. Ani werbeny w żyłach, ani kołka w sercu, ani rąk trzymających go za ramiona. Był już tylko spokój i bezwład.

  Katherine ocknęła się. Była przykuta łańcuchami do drzewa. Naprzeciwko niej siedziała Elena.
  Elena? Nie Tatia Petrova! Jej przodek, ukochana Niklausa i Elijahy Mikaelsonów. Ta, która oddała swoją krew, aby mogły zostać stworzone wampiry.
 - I co się gapisz? Nie widziałaś samej siebie w lustrze? - rzuciła kąśliwie Tatia.
 Tak, to naprawdę Petrova.
 - Wiesz, nawet widzę w nas jakieś podobieństwo. Nie z wyglądu. Z charakteru. Ukrywałyśmy się całe nasze życie, rozkochałyśmy w sobie dwóch braci i się nie poddałyśmy. Mamy w sobie ogień Petrovych. Ale Elena także jest do nas podobna. Tylko, że ona robi wszystko inaczej niż my. Robi to po dobroci. I jest męczennicą. Nie denerwuje cię ona czasem? Nie uważasz, że nie zasługuje na życie?
 - Mylisz się. Nie jesteśmy do siebie podobne. Racja rozkochałyśmy w sobie dwóch braci, ale ty ich porzuciła i znienawidziłaś. A ja nadal kocham Stefana, choć nie będę mogła go mieć. A Elena zasługuje na życie. Boże ja naprawdę do powiedziałam. Także rozkochała ich obu, ale wybrała jednego. Może i jest męczennicą, ale co ma zrobić. Jest nie tylko Petrovą, ale i Gilbertem, a oni potrafią poświęcić samych siebie dla dobra innych.
 Tatia podeszła do niej i strzeliła ją w twarz. Złapała ją za podbródek i syknęła
 - Lepiej nic nie mów, bo nie wiem czy dożyjesz do rytuału.