poniedziałek, 28 września 2015

wtorek, 22 września 2015

Rozdział 17

 - Thierry, co ty tutaj robisz? - zapytał zszokowany Marcel podnosząc się z fotela
 - Wybacz. Żegnaj przyjacielu - przebił Gerarda kołkiem.
 Patrzył jak skóra wampira szarzeje, jak jego oczy tracą blask, a on sam pada na ziemię z głuchym dźwiękiem.
 - Wet za wet - skwitował Vanchure.

 Chłopak przechadzał się jedną z ulic we Francuskiej Dzielnicy. Był wyraźnie z siebie zadowolony. Przechodził właśnie koło ciemnego zaułka, kiedy ktoś przygniótł go do ściany.
 - Co do... - miał właśnie użyć zaklęcia kiedy zobaczył kto go trzyma - Reyna.
 - Głupi chłopak! Nie rozumiesz, że gdyby Silas cię zobaczyć to byś nie żył? - powiedziała szorstko, ale w jej głosie czaiło się zmęczenie.
 - Reyna, co się dzieje? - zapytał panicznie widząc, że blondynka zachwiała się.
 - To miasto... nie mogę go opuścić póki żniwa się nie skończą...
 - Lepiej usiądź - zaproponował Aleksy.
 - Już dobrze. Muszę odpocząć - szepnęła Reyna.
 - Tak na marginesie, to gdzie Silas?
 - Szuka Amary. Znalazł jakiś trop i wyjechał. Nie wiem gdzie. Aleksy... czy tylko ty żyjesz, czy również Andrea?
 - Ona.., także wróciła. Z resztą jako jedyna była zdeterminowana, aby powrócić. Więc jesteśmy - uśmiechnął się.
 Poskutkowało. Jego siostra się roześmiała.
 - Widzę, że przystosowałeś się do nowoczesnego świata.
 - Trudno nie było. Ale może chodźmy do ciebie? Tutaj nie powinniśmy rozmawiać - pomógł wstać dziewczynie, po czym poszli do jej domu.

 - Bennett, dobra wiadomość! Możesz wrócić do psiapsiółek!
 Brunetka nie odpowiedziała. Postanowiła go ignorować od kiedy bezczelniejsze ją pocałował.
 - Bonnie Bennett znowu mnie ignoruje. Ani nie je. Czy coś się stało, Bonnie? Może chodzi o pocałunek? Aż tak dobrze całuję, że odjęło ci mowę?
 - Możesz się ode mnie odwalić i mnie stąd zabrać? - warknęła czarownica.
 - Oczywiście Bonnie! - powiedział z udawanym entuzjazmem - wstawaj i chodź ze mną. Albo tu zostań - wzruszył ramionami - ale ja tu więcej nie wracam.
 - Dobra. Chodźmy już - mruknęła Bonnie.

 Lorenzo słuchał jak Elena i Caroline obmywają mu głowę o to, że nie powiedział o wszystkim. O Tatii, nieśmiertelnych.
 - ... Wszystko sprowadza się do tego, dlaczego nam nie powiedziałeś?! - krzyknęła Forbes.
 - Ponieważ sam nie wiem o co chodzi. Reyna była kiedyś w mojej przeszłości, ale kazała mi zapomnieć.
 - Oł... cwana kobieta - uśmiechnął się Stefan.
 - Nie szczerz się tak Salvatore, bo stanie ci się coś złego - zagroził Enzo.
 - Dobra, nie kłóćcie się. Wiesz może gdzie ona jest? - zapytała Elena.
 - Nie. Nawet nie mam jej numeru. Ale z tego co pamiętam to któryś z Pierwotnych zna ją.
 - Który?
 - Albo Kol, albo Elijah. Jeden z nich. Który to nie mam zielonego pojęcia.
 - Wybacz Caroline, ale musimy odwiedzić Pierwotnych... - zaczął Stefan, ale przerwał kiedy zobaczył Bonnie.
 - Bonnie? - zapytał z uśmiechem.
 Dziewczyny odwróciły się w stronę przyjaciółki. Poderwały się z miejsc i ją przytuliły.
 - Tęskniłyśmy za tobą - jęknęła Care.





______________________________________
Wiem, że krótki rozdział, ale nie mam weny. Możecie mi pomóc wysyłając linki do opowiadań o TVD i TO (byle nie Klaroline!!! i zwyczajna Stelena i Delena)

KOMENTUJCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

wtorek, 15 września 2015

Rozdział 16

 Jest 1000 wyświetleń, a tak mało komentarzy! Więc macie komentować!!!
________________________________

Silas przeszukał większość opuszczonych magazynów w Detroit i nie znalazł jej. Był załamany. Wiedźma przecież mówiła, że ona tu jest! W jednym z tych magazynów.
 - Czego tu szukasz? - zapytał jakiś mężczyzna.
 - Nie twoja sprawa - warknął nieśmiertelny.
 - Raczej moja. Nie znajdziesz jej...
 Silas podbiegł do niego i przygwoździł  go do ściany magazynu.
 - Gdzie ona jest?! Gdzie jest Amara?!
 - Musisz szukać dokładniej. Oczami jej nie znajdziesz, ale umysłem możliwe - uśmiechnął się drwiąco.
 Szatyn skręcił mu kark i rzucił go na ziemię.
 Minęło już kilka godzin, kiedy w jednym z magazynów wyczuł dziwną energię. Wszedł do niego i zaczął szukać. Otwierał każdą skrzynię i pudło, ale nie znalazł swojej ukochanej. Kiedy miał się już poddać spojrzał na drugi koniec magazynów. Było tam dziwnie pusto. Zamknął oczy i spróbował wyprzeć iluzję, a jako, że był potężny to udało mu się.
 Otworzył oczy i ujrzał skrzynię wysoką jak człowiek. Szybko otworzył ją. Poczuł jak serce mu się łamie kiedy widział wysuszoną Amarę. Znał ten ból i nie chciał, aby ona dłużej go odczuwała. Pobiegł szybko do miasta i znalazł jakiegoś człowieka. Zabrał go i zaniósł do magazynu. Rozciął mu rękę i przyłożył do ust Amary. Patrzył jak łapczywie wysysa życie z tego człowieka.
 - Witaj, Amaro - szepnął kiedy otworzyła oczy.

 Pierwotny przewracał się w łóżku nie mogąc zasnąć. Otworzył oczy i wstał z łóżka. Podeszdł do szafy i zerknął do niej. Przebierał palcami między identycznymi koszulami. To go po prostu odprężało. Nagle usłyszał krzyk. Obrócił się gwałtownie.
 - Kto tu jest?
 Odpowiedziała mu cisza.
 Przed oczami pojawiać się przebłyski obrazów. Obrazów, których nie pamiętał.
 - Elijah? Elijah? Gdzie jesteś?
 - Odejdź stąd! - krzyknął wściekle.
 - O co ci chodzi? Nie rozumiem ciebie.
 Wyszedł zza drzewa i spojrzał na nią wrogo.
 - Dlaczego kłamiesz? Po co ci to? - zapytał.
 - Może powiesz mi o co chodzi?
 - Okłamałaś mnie i moją rodzinę! Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś nieśmiertelna?! I do tego starsza od nas? Ode mnie?
 - Elijah... Ja nie mogłam ci o tym powiedzieć, bo... bo przyzwyczaiłam się, że jestem sama, że nauczyłam się ukrawać to wszystko.
 - Jesteś kłamczuchą! Jak mam ci zaufać? - dodał cicho.
 - Nie musisz - szepnęła. Podeszła do niego i dotknęła jego policzka - zapomnisz mnie. Zapomnisz wszystko związane ze mną. A na moje miejsce wkroczy inna dziewczyna, która będzie moim przeciwieństwem. Do zobaczenia, Elijah - pocałowała go w usta i zniknęła.

 Reyna nagle ocknęła się. Leżała na podłodze i ciężko oddychała. Wstała i podeszła do lustra. Naprawdę było z nią coraz gorzej. Męczyła się jak człowiek po biegu mimo, że nic wyczerpującego nie robiła.
 Przeczesała palcami włosy i zauważyła coś dziwnego.
 - Niemożliwe - złapała w dwa palce siwiejący kosmyk włosów.

 - Stefan? Damon? - Elena weszła do mieszkania starszego Salvatore'a - jest tu ktoś?
 - Elena! - podbiegła do niej Caroline - gdzieś ty się podziewała?
 - Byłam zamknięta w Mystic Falls - powiedziała Gilbert.
 - Ale jak? - zapytał Stefan.
 - Opowiem wam wszystko... - mówiła im o tym jak została zamknięta, kto ją uratował i kim byli ci ludzie.
 - Tatia Petrova żyje? - odezwał się Stef - jak?
 - Nie mam pojęcia. Andrea powiedziała tylko, że zemsty nic nie powstrzyma, nawet śmierć. A! Enzo wiedział o Tatii. Kto to w ogóle jest Enzo? - zapytała.
 - Przyjaciel Damona - wyjaśniła Caroline - ale serio on wie?
 - No tak. Ale jest coś jeszcze: Aleksy i Andrea, to rodzeństwo Silasa. No i jeszcze Reyna, ona także.
 - Ta blondynka, za którą łazi Enzo?
 - Tak, Stefan - westchnęła ciężko - jestem zmęczona.
 - A Damon?
 - Może jutro, co? Naprawdę nie mam siły.
 - Dobrze. Chodź pokażę ci twoją sypialnię.

 Następnego dnia Klaus miał spotkać się z Marcelem. Siedział w Rousseau's i czekał. Kiedy wampir pojawił się był nawet w dobrym humorze, co mogło być powodem postępów Daviny.
 - Przyjacielu, coś taki wesoły? - zapytał Nik.
 - O tak. Wstałem rano i stwierdziłem, że to dobry dzień - uśmiechnął się.
 - Cieszę się.
 Rozmawiali tak przez kilkanaście minut. Ale dobry nastrój popsuł jeden telefon.
 - Tak? - odebrał Marcel. Wsłuchał się w to co mówi inny wampir. - Jak to uciekła? Kiedy? Macie ją znaleźć i to jak najszybciej - rozłączył się.
 - Co się stało?
 - Jedna wampirzyca mi uciekła. Muszę ją odnaleźć - skłamał tak gładko, że sam był pod wrażeniem.
 Ale Pierwotny się nie nabrał.
 - Pomóc ci?
 - Nie trzeba. Mam swoich ludzi. Do zobaczenia - wyszedł pośpiesznie z restauracji.

 Dziewczyna biegła przez las. Czuła instynktownie gdzie ma biec. Była już tak zmęczona, że oparła się o drzewo i usiadła ziemi. Oddychała ciężko. No cóż... w końcu biegła bardzo długo.
 Usłyszała szelest liści. Momentalnie poderwała się na równe nogi. Nagle ktoś przygwoździł ją do drzewa.
 - Kim ty jesteś? - zapytał brunet.
 Davinie przypominał tego chłopaka, którego rysowała na strychu.
 - Kim ty jesteś? - zapytała czarownica.
 Pierwotny jeszcze mocniej zacisnął palce na jej szyi. Po sekundzie poczuł przerażający ból w głowie i zaczął krztusić się krwią.
 - Wiedźma - szepnął.
 - Kim ty jesteś?! - krzyknęła i połamała mu kość.
 - Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem - przestań, to ci powiem.
 - No, czekam - Claire zakończyła zaklęcie
 - Kol Mikaelson - ukłonił się jak dżentelmen, mimo tego, że nim nie był.
 - To ilu jeszcze Pierwotnych jest w tym mieście? - warknęła.
 - Ja, Elijah, Klaus, Rebekah i Finn, czyli pięciu. A co?
 - Nic - Pierwotny odwrócił się, chcąc odejść - a ty gdzie?
 - W przeciwieństwie do ciebie mam coś lepszego do roboty niż ucieczka. Nie próbuj walczyć z moją rodziną, Davino Claire. Pamiętaj, że musisz dokończyć żniwa, bo on ci nie daruje.
 - Skąd wiesz? - zapytała, ale jego już nie było.

 Rebekah Mikaelson była na zakupach. Właśnie wybierała sukienkę kiedy poczuła za sobą powiew powietrza.
 - Witaj, Bekah! Miło cię widzieć! - odezwała się Katherine drwiącym głosem.
 - Czego chcesz?
 - Powiedz Klausowi, że Elena się odnalazła. I ma się wywiązać z naszej umowy. Pozdrów Elijah - dodała na odchodnym.
 - Czego ta Pierce nie wymyśli... - szepnęła Mikaelson


wtorek, 8 września 2015

Rozdział 15

 Chyba może być, ale sami to oceńcie
____________________________

"Drogi pamiętniku Damon znowu się zagubił i ponownie przez dziewczynę, którą kochał nad życie. Chciałbym mu pomóc, ale on nie chce współpracować. Jak to Damon. 
 Odkąd zamieszkaliśmy w Nowym Orleanie wszystko zaczęło się sypać i to jeszcze bardziej niż w Mystic Falls.
 I co jeszcze?
 Bonnie i Elena zaginęły. Klaus ugania się za Caroline, a Enzo stara się pomóc, ale bez rezultatów. I  jeszcze Rebekah.
 Pierwotnej nie widziałem od czasu balu. Nie odbiera moich telefonów, a Klaus powiedział, że Bex nie chce się z nikim spotykać. Auć.
 Dobra już kończę, bo Caroline czegoś chce"
 - Stefan! Powiedz Klausowi, że nie chcę go widzieć!
 - A próbowałaś sama mu to powiedzieć?
 - Tak! Ale do niego nic nie dociera! Jakby jego mózg poszedł na dłuuuugi spacer i nie zamierzał wrócić.
 - Może jego mózg po tysiącleciu przegrzał się i odmówił posłuszeństwa?
 - Stefan, to jest właśnie to - Forbes wybuchnęła śmiechem.
 Salvatore zawtórował jej. Chłopak nagle posmutniał i spoważniał.
 - Czy coś się stało, Stef?
 - Dobre są takie chwile beztroski, ale potem jest powrót do rzeczywistości. Trzeba dalej zajmować się Damonem - mruknął.
 - Nie martw się. Jesteśmy w tym razem - uśmiechnęła się pocieszająco blondynka.

 Kol Mikaelson siedział pod drzwiami od domku w lesie. Nie miał już siły do tej czarownicy. Ciągle go wyzywała i rzucała różnymi przedmiotami. Na szczęście już się jej skończyły dzbanki i krzesła.
 Z ciężkim westchnieniem wstał i  otrzepał spodnie. Wszedł do środka i zastał Bennett leżącą na materacu. Jej nadgarstki były spętane magicznymi kajdankami, a przez to nie mogła czarować.
 - I dalej nic? - zapytał.
 - Niby co ma być? Pieprz się - warknęła.
 - Jak sobie chcesz - złapał ją za ramiona i postawił pod ścianą. Pocałował ją natarczywie.
 Na początku Bonnie nie wiedziała o co chodzi. Potem obraz przed jej oczami zawirował i światło zgasło. Kiedy znowu widziała nie wiedziała gdzie się znajduje, ani co tu robi.
 Odepchnęła Pierwotnego z całej siły i wrzasnęła:
 - Co ty robisz?! Co ja tutaj robię?! - złapała się za głowę i osunęła po ścianie.
 - Nie pamiętasz, Bennett?  Studiujesz w Nowym Orleanie, mieszkasz tu. Byłaś nawet na balu i...
 - I?
 - I nic. Byłaś opętana. Ostatnie wspomnienie?
 - Byłam w Mystic Falls w jaskini pod szkołą. Była tam też w Qetsiyah. Potem przyszła Elena, a ona skręciła jej kark i... nie pamiętam. Czekaj, czekaj. Qetsiyah przykuła Elenę do ściany i powiedziała, że będzie tam gnić do końca życia. Następnie przyszła Katherine.
 - Katherine? Ale Katherine w tym czasie była pod Nowym Orleanie, Bennett. To nie mogła być ona. Wiem kto to mógł być. Tatia Petrova.
 - Tatia? Przecież ona nie żyje.
 - Muszę gdzieś zadzwonić. Ty siedź i się nie odzywaj...

 Patrzył na czarownicę, która trzymała w dłoni talizman byłej narzeczonej. Była wyraźnie skupiona, ale także podenerwowana.
 - To nie wyjdzie! Nie wiem czego szukać!
 - Masz znaleźć Amarę. Pierwszą Petrovą. Protoplastę linii sobowtórów Petrovych. Spróbuj jeszcze raz!
- Vitto Brosche Tarem Car Manifesto Fen - powtórzyła zaklęcie kilka razy.
 Silas wszedł do jej umysłu i przeglądał efekty zaklęcia. Nagle mignął w jej umyśle obraz magazynu, następnie miasta i nazwy miejscowości. Detroit.
 - Zadowolony?
 - I to bardzo - spojrzał w jej oczy - zapomnisz, że mnie widziałaś i, że wykonywałaś dzisiaj jakiekolwiek zaklęcie - zabrał jej talizman i wybiegł z domu.

 Czarownica nie mogła zasnąć. Kiedy tylko zamykała oczy widziała twarz. Twarz chłopaka, tylko nie wiedziała kogo. Wstała z łóżka i podeszła do sztalugi. Zaczęła szkicować.

 - Co się dzieje?
 - Nic, kochana. Po prostu mam trochę na głowie i mało czasu na odpoczynek.
 - Może opowiesz mi o twoich problemach? - przysiadła się do niego.
 - Wróciłem do miasta, ponieważ ktoś ma do mnie sprawę. Nadal nie wiem jaką. Rodzeństwo przyjechało za mną i sprawia kłopoty, jak zwykle, a razem z nimi starzy znajomi z miasteczka, w którym mieszkałem. Wśród nich jest dziewczyna. Próbuję się z nią umówić, ale ona jest niezłomna. I co ja mam z tym zrobić?
 - Hm... Co do sprawy z tą wielką niewiadomą pytaj każdego kto może coś wiedzieć. Co do rodzeństwa, to porozmawiaj z nimi, pogódź się, a jeśli musisz, to przeprosić. A ta dziewczyna... zawalcz o nią i bądź cierpliwy. Pokaż, że się myli co do ciebie.
 - Jesteś genialna, Cami!
 - Studiuję psychologię, to trochę wiem. Cieszę się, że pomogłam - uśmiechnęła się do Klausa.






Ogłoszenie #1

 Rozdział gotowy w 50%, a dlatego, że brak mi weny. Piszcie czy chcecie, abym dalej kontynuowała to opowiadanie
 Jeśli macie linki do blogów, które robią szablony i są aktywne to podajcie

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 14

 Mikaelson czekał w umówionym miejscu gotowy do konfrontacji. Choć prawdę mówiąc był zestresowany i to bardzo. Pewność siebie w jego oczach była przygaszona, a jego postawa dość niepewna.
 Kiedy usłyszał otwierające się drzwi od lokalu wyprostował się i próbował udawać, że jest pewny siebie.
 - Na początku sądziłam, że to Kol do mnie napisał, ale po namyśle stwierdziłam, że on by do mnie zadzwonił, a jedyną znaną mi zdesperowaną osobą jesteś ty - jej głos nie był zdenerwowany, wręcz przeciwnie rozbawiony.
 - Możemy porozmawiać?
 - Oczywiście. Zadawaj pytania. Tylko mów zwięźle. Za półgodziny mam zajęcia - uśmiechnęła się.
 - Dlaczego cię nie pamiętam?
 - Zostałeś zahipnotyzowany.
 - Przez kogo?
 - Przeze mnie.
 - Dlaczego? - to pytanie zawisło między nimi, tworząc napiętą atmosferę.
 - Kiedy się dowiedziałeś kim... czym jestem byłeś przerażony. Dostałeś szału. Chciałeś... chciałeś powiedzieć Niklausowi, a ja - przerwała na chwilę, aby się opanować - a ja wolałam, wręcz pragnęłam, abyś się mnie nie bał. I dlatego, że jestem egoistką sprawiłam, że o mnie zapomniałeś.
 - A mogłabyś przywrócić mi pamięć?
 - Do tego potrzebuję pełnej mocy. A ona słabnie. Od kiedy żniwa nie zostały ukończone.
 - To jak sobie przypomnę?
 - Moja perswazja słabnie, a skoro masz silny umysł to myślę, że tak za kilka tygodni. Ale jeśli chcesz szybciej to musisz się skupić. I to bardzo mocno.
 - To może trochę inne pytanie: skąd znasz Kola? - spojrzał w jej oczy wyraźnie zaciekawiony.
 - To dla mnie drażliwy temat. Nie powinieneś o to pytać - wyraźnie się zdenerwowała - ale powinieneś wiedzieć, że to po części twoja zasługa, choć powinnam powiedzieć wina.
 - Wina?
 - Muszę już iść - wstała z krzesła.
 - Kiedy znów się zobaczymy?
 - Nie wiem. Mam bardzo dużo na głowie - szybkim krokiem wyszła z kawiarni.
 Elijah siedział tam jeszcze chwilę rozmyślając nad kwestią przypomnienia sobie wszystkiego.

 Enzo szukał Stefana po całej uczelni. Bardzo chciał się dowiedzieć co się dzieje z Damonem. Ale zamiast Salvatore'a natknął się na Reynę.
 - Cześć - uśmiechnął się czarująco.
 - Cześć. Wiesz, ale nie mam czasu.
 - Daj spokój. Zajęcia już trwają. Możesz raz odpuścić i  mi pomóc?
 - A co się stało?
 - Dziewczyna rzuciła mojego przyjaciela. A skoro nie mogą się z nim skontaktować, to postanowiłem poszukać jego brata.
 - Dziewczyna? Może znam.
 - Pewnie! Mamy razem z nią zajęcia. To Elena Gilbert.
 W oczach dziewczyny zaczęły przewijać się różne emocje. Głównie te negatywne.
 - Enzo, to nie Elena. Na pewno nie ona...
 - A niby kto? - przerwał jej nie rozumiejąc.
 - Jeden z jej sobowtórów... Przepraszam, ale muszę iść - i ponownie tego dnia uciekła od problemu.
 "Co się dzieje! Tatia najwyraźniej planuje już swoją zemstę, a Qetsiyah ją wykorzystuje" - myślała gorączkowo.
 Wyciągnęła komórkę z kieszeni i wybrała numer.
 - Kol, musisz się dowiedzieć co planuje Qetsiyah i to jak najszybciej!
 - Już się robi - odpowiedział jej i się rozłączył.
 Usłyszała za sobą świst. Zamknęła oczy. Kiedy miał ją zaatakować po prostu wyciągnęła rękę i złapała go za szyję i przygwoździła do ściany.
 Otworzyła oczy i spojrzała na bruneta.
 - Czym tym jesteś? - zapytał przerażony.
 - Pewnie Damon opowiadał ci o Silasie, hm? - kiwnął głową - jestem jego siostrą, więc tym samym co on, ale troszeczkę potężniejszą - uśmiechnęła się - mam moc czarownic, bo od zawsze byłam dziwna. Potrafiłam pochłonąć magię, a jednocześnie wcale nie musiałam tego robić, bo miałam własną.
 - A skąd to przeświadczenie, że cię znam?
 - Uratowałam cię z pożaru. I kazałam zapomnieć - dodała widząc jego pytające spojrzenie.
 - Ale jak...
 - Wiedz jedynie, że słabnę - mruknęła i go puściła.
 Enzo rozmasował szyję.
 - Pff... Ależ ty wrażliwy! Aż tak mocno cię nie złapałam.
 - Pomożesz znaleźć mi Stefana czy nie? - zapytał unosząc brew.
 - Jest w mieszkaniu Damona - mruknęła patrząc w niebo - czemu tam nie zacząłeś szukać?
 Brunet co rusz otwierał i zamykał usta nie wiedząc co ma powiedzieć.
 Reyna ruszyła w stronę samochodu. W połowie drogi odwróciła się i zapytała:
 - Jedziesz ze mną czy nie?
 Chłopak się otrząsnął i ruszył za nią.

 - Stefan, Nowy Orlean to same nieszczęścia! Elena zrywa z Damonem i znika, on sam wyłącza człowieczeństwo. A teraz Bonnie przepadła! - rozpaczała Care.
 - Caroline, odkąd ja i Damon wróciliśmy do Mystic Falls zaczęły się dziać takie rzeczy - powiedział poważnie Stef - ale i tak później wszystko wracało do normy.
 - Może i tak... ale czy chociaż raz coś nie może się dziać normalnie?
 - Normalność, to tylko pojęcie względne - uśmiechnął się delikatnie.
 Forbes odwzajemniła ten uśmiech.
 - Teraz muszę zająć się Damonem. Proszę pilnuj, aby nam nikt nie przeszkadzał.
 - Dobrze.
 Szatyn wszedł do pokoju brata. Zastał go siedzącego na krześle. Tak jak go zostawił. Salvatore sprawdził czy łańcuchy oplatające niebieskookiego się trzymają i zaczął go cucić.
 - Damon. Musimy porozmawiać.
 - Nie ma o czym, Stefan - warknął cicho.
 - Jest o czym. Więc... dlaczego wyłączyłeś...?
 - Człowieczeństwo? Co byś zrobił gdyby ukochana cię rzuciła?
 - Kiedy Elena ze mną zerwała postanowiłem, że będę się jakoś trzymać. Ty powinieneś zrobić to samo, a nie się poddawać!
 - Spójrzmy prawdzie w oczy, Stefan. Ty jesteś święty, ja nie. Wiesz dobrze, że czasem jestem niestabilny emocjonalnie i łatwo mogę się pozbyć uczuć.
 - Nie obchodzi mnie to. Jesteś moim bratem i zrobię wszystko, aby ci pomóc!
 - Nie uda ci się - Damon wywrócił oczami.
 Stefan nic nie robiąc sobie ze słów brata wyszedł z jego pokoju zatrzaskując drzwi. Kiedy wszedł do salonu zastał tam Caroline rozmawiającą z Enzo.
 - Cześć Stefan. Szukam cię cały dzień! I co z Damonem?

 Brunetka przemierzała ulice Nowego Orleanu. Szukała czegoś, a raczej kogoś. Mimo, że minęło już tyle lat nie zrezygnowała z niego. Nigdy. Zapadał zmierzch i co raz więcej Chodzących Nocą wybiegało na ulice, aby pożywić się na turystach. Dziewczyna wiedziała, że go tu nie będzie. On się nie żywił na ludziach.
 Nagle ktoś przygwoździł ją do ściany. Chciał wbić swoje kły w jej szyję. Odepchnęła go z wampirzą siłą.
 - Kotku, jestem od ciebie starsza i silniejsza, więc daruj sobie - warknęła.
 Tamten zwiał jak najszybciej. Brązowooka przewróciła oczami i powiedziała:
 - Amator.
 Po chwili znalazła sobie jakąś dziewczynę, która śpieszyła się do domu. Najwyraźniej nie wiedziała co się dzieje tu po zmroku. Zaatakowała ją i bez zawracania sobie głowy perswazją wbiła kły w jej szyję. Kiedy tamta padła martwa u jej stóp. Otarła usta z krwi.
 - Zdravei Katerina Petrova - usłyszała za sobą głęboki głos.
 Przeszły ją dreszcze strachu. Nikogo tak bardzo się nie bała jak jego.
 - Klaus - odwróciła się i spojrzała mu hardo w oczy.
 Hybryda podszedł do dziewczyny. Ona się odsunęła odruchowo.
 - Nie mam zamiaru cię skrzywdzić - rzekł widząc strach w jej oczach - chcę tylko porozmawiać.
 - Niby o czym?
 - Pamiętasz Damona Salvatore? - kiwnęła głową - wyłączył uczucia.
 - Elena z nim zerwała? - parsknęła wampirzyca.
 - Wiesz, że tak? Musisz ją znaleźć. Nie mam zamiaru niańczenia Salvatore'ów cały ich pobyt tutaj.
 - Co ja będę miała w zamian?
 - Wolność - i zniknął jej z pola widzenia.
 Katherine przełknęła gulę w gardle i także zniknęła z ulicy.

 Tym czasem na bagnach Qetsiyah rozmawiała z Eve. Pełnia miała być dopiero za tydzień, więc miała sporo czasu na przygotowanie zaklęcia.
 - Tessa? Jesteś tu? - krzyczała wampirzyca.
 - Tatia co tutaj robisz?
 - Mamy problem. Widziałam Katerinę. Ma za zadanie znaleźć Elenę.
 - Nie znajdzie jej grota jest zapięczętowana krwią sobowtóra i potężnym zaklęciem. Nie martw się na zapas - widząc zmartwienie Petrovej dodała - co jeszcze się dzieje?
 - Bonnie zniknęła. Jej telefon leżał roztrzaskany pod akademikiem, a ubrania także zniknęły.
 - A to jędza! Musimy zacząć działać szybciej. Tatio będą potrzebować jednej czarownicy z rodu Deveraux, a ty Eve zbierz wszystkie wilkołaki do następnej pełni, ale to wszystkie.






_____________________________________
Na miły początek roku szkolnego rozdział 14. Ale jeśli nie będziecie komentować będą baaardzo duże przerwy (tak, to szantaż).
Pozdrawiam i życzę miłego czytania