Ten rozdział dedykuję jego pomysłodawczyni - Laurze. Mam nadzieję, że się spodoba
_______________________
_______________________
Rebekah
Nowy Orlean
- Rebekah - powiedział Elijah - udało się.
-Widzę - mruknęłam, patrząc na Klausa, który rozmawiał z Cami.
- Co się dzieje - zapytał mnie brat.
- Klaus podrywa Cami, a przecież kocha Caroline. Jeśli ona się o tym dowie, to Nik będzie u niej skończony.
- Czemu przejmujesz się uczuciami Niklausa?
- Sam mówiłeś, że Caroline zmienia go na lepsze. Nawet ja to widzę. A on marnuje szansę odkupienia - szepnęłam sama do siebie.
- Wracajmy do domu - Elijah złapał mnie za rękę i poprowadził do wyjścia. Zdążył jeszcze skinąć na Klausa.
Weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do rezydencji.
Moim zdaniem wieczór był denny, poza wkurzeniem się Marcela. To było trochę zabawne.
Kiedy zajechaliśmy pod rezydencję, poczułam, że coś jest nie tak. Weszłam do środka.
- Kol! Finn - zawołał El.
- Cześć - na dół zszedł starszy z braci - Kol gdzieś wybył.
- Jak to?! - krzyknął Klaus - mieliście siedzieć w domu. Czemu go nie zatrzymałeś?
- Umówił się z jakąś dziewczyną, czemu mam mu bronić randek?
- Ok. Nic się nie stało, jeśli nikt go nie zauważył - rzekłam - pewnie wróci za niedługo.
Poszłam do swojego pokoju, aby się odświeżyć. Miałam dość wrażeń na dziś.
Przygotowałam sobie piżamę i weszłam do łazienki. Naszykowałam sobie gorącą kąpiel. Do wody dodałam lawendowy olejek. Zanurzyłam się w gorącej wodzie z przyjemnością. Przymknęłam oczy i wyłączyłam się. Dosłownie.
Po godzinie osuszyłam się i przebrałam w piżamę. Wysuszyłam jeszcze włosy i wróciłam do pokoju.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam fioletową koszulę, szorty i trampki. Położyłam wszystko na biurku.
- Serio? Takie ubranie? Bekah, nie wiedziałem - usłyszałam za sobą głos Kola.
- Chcę żyć jak człowiek. No w miarę jak człowiek.
- Ok. Rób co chcesz - wziął głęboki wdech - czy są bardzo źli?
- Nie wiem. Idź i sprawdź. Jesteś facetem, na litość boską, Kol! Weź to na klatę! - wypchnęłam go za drzwi.
Ach ten Kol. Trzeba nim pokierować.
Wyostrzyłam słuch. Naprawdę Klaus nieźle się na niego wydziera, a Elijah nie reaguje. Jak zwykle, jeśli chodzi o najmłodszego z braci. To smutne.
Wlazłam do łóżka i prawie od razu zasnęłam.
Następny dzień...
Jestem zła. Strasznie zła.
Po pierwsze, budzą mnie hałasy się o 6:27.
Po drugie, muszę wstać z łóżka, aby to sprawdzić.
Po trzecie, dowiaduję się, że to wina Kola.
A, po czwarte, ON IDZIE NA STUDIA! ZE MNĄ! I jeszcze szczerze się jak głupi do sera.
- Ale... ty... nie... - no normalnie brakło mi słów.
- Bekah, też chcą coś robić, a nie siedzieć w domu. I tak Marcel o mnie wie. A po za tym, muszę uprzykrzyć życie Gilbert i małej wiedźmy Bennett. W końcu to przez nie byłem martwy - rozłożył ramiona w geście zrozumienia.
- Ale, mnie do tego nie mieszaj - wycedziłam przez zęby.
Wróciłam do pokoju, tylko, że już nie było sensu iść dalej spać, więc zabrałam ubrania i ruszyłam ku łazience.
Wzięłam szybki, zimny prysznic na rozbudzenie. Następnie zrobiłam delikatny makijaż i uczesałam włosy w warkocz. Jeszcze się ubrałam i mogłam wyjść z łazienki.
Podeszłam do półki i patrząc na plan zajęć, pakowałam potrzebne książki do torby. Przy okazji podsłuchiwałam jak Kol się denerwuje, że nie może znaleźć "tych głupich książek". Zachichotałam.
Po dwóch godzinach założyłam torbę na ramię i jak normalny człowiek wyszłam na podjazd. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę uczelni. Gdy przejechałam kilka przecznic spojrzałam w lusterko. TEN IDIOTA, MÓJ BRAT, JEDZIE ZA MNĄ! Westchnęłam z frustracją.
W końcu dojechałam na parking uczelni. Zaparkowałam i wysiadłam z samochodu. Kol, niestety, zrobił to samo. Uśmiechnął się do mnie i ruszył w stronę drzwi wejściowych. Zrobiłam to samo.
Aż trzy zajęcia miałam z Eleną, dwa z Bonnie i Stefanem, a cztery z Caroline i Kolem. W sumie mam sześć wykładów, każdym starym znajomym po kilkaNa jednym z wykładów zauważyłam, że Stefan siedzi z jakimś brunetem, a Kol z blondynką. Co to za blondynka i co to za brunet? Później się dowiem, ale teraz muszę skupić się na wykładzie...
- Panno Mikaelson? - wywołał mnie Dr Maxfield*.
- Tak?
- Co to jest posiew bakteryjny?
- Em... to... przeniesienie bakterii z jednej pożywki na drugą - odpowiedziałam.
- Bardzo dobrze. Pierwszy dzień w college'u, a pani już umie zaawansowaną mikrobiologię. Gratuluję.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do przystojnego profesora.
Po skończonych zajęciach chciałam porozmawiać ze Stefanem. Muszę coś z nim wyjaśnić.
- Stefan! Ej! Poczekaj - podbiegłam do niego.
- Tak, Rebekah? - jak zwykle uprzejmy, święty Stef.
- Chcę z tobą porozmawiać... - zawahałam się przez chwilę - ...o nas. O tym co się stało w wakacje.
- Jak chcesz, to możemy o tym zapomnieć - powiedział z smutkiem w oczach.
- Nie, nie musimy zapominać. Chciałam tylko zapytać, czy... możemy się spotkać? Na przykład jutro?
- Jasne, Rebekah. Po zajęciach?
- To jesteśmy umówieni - pocałował mnie w policzek i odszedł w swoją stronę.
Czy to możliwe, że zakochuję się na nowo? W dawnym rozpruwaczu? Chyba tak.
- Rebekah - usłyszałam za sobą głos Bonnie.
- Cześć, Bonnie. Czy coś się stało?
- Prawie. Powiedz swojemu bratu, jak się obudzi, żeby mnie nie nękał.
- Ok, ale czy posłucha, tego nie wiem - wzruszyłam ramionami i wyszłam z budynku.
Podeszłam do samochodu Kola i przebiłam mu wszystkie opony i wybiłam tylną szybę. Czemu? Bo mnie wkurzył na maksa. Mówiłam mu, aby mnie nie mieszał w swoje sprawy z sobowtórem i wiedźmą!
Jadąc do rezydencji nie przejmowałam się przestrzeganiem prędkości. Zaparkowałam na podjeździe i jak gdyby nigdy nic weszłam do środka.
Poszłam do swojego pokoju, aby się odświeżyć. Miałam dość wrażeń na dziś.
Przygotowałam sobie piżamę i weszłam do łazienki. Naszykowałam sobie gorącą kąpiel. Do wody dodałam lawendowy olejek. Zanurzyłam się w gorącej wodzie z przyjemnością. Przymknęłam oczy i wyłączyłam się. Dosłownie.
Po godzinie osuszyłam się i przebrałam w piżamę. Wysuszyłam jeszcze włosy i wróciłam do pokoju.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam fioletową koszulę, szorty i trampki. Położyłam wszystko na biurku.
- Serio? Takie ubranie? Bekah, nie wiedziałem - usłyszałam za sobą głos Kola.
- Chcę żyć jak człowiek. No w miarę jak człowiek.
- Ok. Rób co chcesz - wziął głęboki wdech - czy są bardzo źli?
- Nie wiem. Idź i sprawdź. Jesteś facetem, na litość boską, Kol! Weź to na klatę! - wypchnęłam go za drzwi.
Ach ten Kol. Trzeba nim pokierować.
Wyostrzyłam słuch. Naprawdę Klaus nieźle się na niego wydziera, a Elijah nie reaguje. Jak zwykle, jeśli chodzi o najmłodszego z braci. To smutne.
Wlazłam do łóżka i prawie od razu zasnęłam.
Następny dzień...
Jestem zła. Strasznie zła.
Po pierwsze, budzą mnie hałasy się o 6:27.
Po drugie, muszę wstać z łóżka, aby to sprawdzić.
Po trzecie, dowiaduję się, że to wina Kola.
A, po czwarte, ON IDZIE NA STUDIA! ZE MNĄ! I jeszcze szczerze się jak głupi do sera.
- Ale... ty... nie... - no normalnie brakło mi słów.
- Bekah, też chcą coś robić, a nie siedzieć w domu. I tak Marcel o mnie wie. A po za tym, muszę uprzykrzyć życie Gilbert i małej wiedźmy Bennett. W końcu to przez nie byłem martwy - rozłożył ramiona w geście zrozumienia.
- Ale, mnie do tego nie mieszaj - wycedziłam przez zęby.
Wróciłam do pokoju, tylko, że już nie było sensu iść dalej spać, więc zabrałam ubrania i ruszyłam ku łazience.
Wzięłam szybki, zimny prysznic na rozbudzenie. Następnie zrobiłam delikatny makijaż i uczesałam włosy w warkocz. Jeszcze się ubrałam i mogłam wyjść z łazienki.
Podeszłam do półki i patrząc na plan zajęć, pakowałam potrzebne książki do torby. Przy okazji podsłuchiwałam jak Kol się denerwuje, że nie może znaleźć "tych głupich książek". Zachichotałam.
Po dwóch godzinach założyłam torbę na ramię i jak normalny człowiek wyszłam na podjazd. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę uczelni. Gdy przejechałam kilka przecznic spojrzałam w lusterko. TEN IDIOTA, MÓJ BRAT, JEDZIE ZA MNĄ! Westchnęłam z frustracją.
W końcu dojechałam na parking uczelni. Zaparkowałam i wysiadłam z samochodu. Kol, niestety, zrobił to samo. Uśmiechnął się do mnie i ruszył w stronę drzwi wejściowych. Zrobiłam to samo.
Aż trzy zajęcia miałam z Eleną, dwa z Bonnie i Stefanem, a cztery z Caroline i Kolem. W sumie mam sześć wykładów, każdym starym znajomym po kilkaNa jednym z wykładów zauważyłam, że Stefan siedzi z jakimś brunetem, a Kol z blondynką. Co to za blondynka i co to za brunet? Później się dowiem, ale teraz muszę skupić się na wykładzie...
- Panno Mikaelson? - wywołał mnie Dr Maxfield*.
- Tak?
- Co to jest posiew bakteryjny?
- Em... to... przeniesienie bakterii z jednej pożywki na drugą - odpowiedziałam.
- Bardzo dobrze. Pierwszy dzień w college'u, a pani już umie zaawansowaną mikrobiologię. Gratuluję.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do przystojnego profesora.
Po skończonych zajęciach chciałam porozmawiać ze Stefanem. Muszę coś z nim wyjaśnić.
- Stefan! Ej! Poczekaj - podbiegłam do niego.
- Tak, Rebekah? - jak zwykle uprzejmy, święty Stef.
- Chcę z tobą porozmawiać... - zawahałam się przez chwilę - ...o nas. O tym co się stało w wakacje.
- Jak chcesz, to możemy o tym zapomnieć - powiedział z smutkiem w oczach.
- Nie, nie musimy zapominać. Chciałam tylko zapytać, czy... możemy się spotkać? Na przykład jutro?
- Jasne, Rebekah. Po zajęciach?
- To jesteśmy umówieni - pocałował mnie w policzek i odszedł w swoją stronę.
Czy to możliwe, że zakochuję się na nowo? W dawnym rozpruwaczu? Chyba tak.
- Rebekah - usłyszałam za sobą głos Bonnie.
- Cześć, Bonnie. Czy coś się stało?
- Prawie. Powiedz swojemu bratu, jak się obudzi, żeby mnie nie nękał.
- Ok, ale czy posłucha, tego nie wiem - wzruszyłam ramionami i wyszłam z budynku.
Podeszłam do samochodu Kola i przebiłam mu wszystkie opony i wybiłam tylną szybę. Czemu? Bo mnie wkurzył na maksa. Mówiłam mu, aby mnie nie mieszał w swoje sprawy z sobowtórem i wiedźmą!
Jadąc do rezydencji nie przejmowałam się przestrzeganiem prędkości. Zaparkowałam na podjeździe i jak gdyby nigdy nic weszłam do środka.
_____________________________
*do mojego opowiadania zmieniłam trochę miejsca pobytu niektórych postaci, więc będzie trochę niespodzianek
CZYTAM=KOMENTUJĘ