sobota, 10 października 2015

Rozdział 19

Macie kolejny rozdział.
Przypominam o ankiecie z boku oraz o KOMENTOWANIU!!!!!!
_____________________
Promienie wczesnego słońca wpadły do jej pokoju. Otworzyła oczy. Nie spała całą noc, bo ciągle chciała wymiotować. Usiadła na łóżku i spojrzała na podłogę. Na miękkim dywanie leżał Aleksy. Pilnował swojej siostry całą noc.
 Rozległo się pukanie do drzwi.
 - Proszę - powiedziała Reyna.
 Pierwszy raz zobaczyła swoją młodszą siostrę. Zmieniła się. Czarne włosy Andrei były proste, a nie kręcone jak dwa tysiące lat temu.
 - Cześć. Jak się czujesz? - zapytała czarnowłosa anielskim głosem.
 - Jak widać - nieśmiertelna uśmiechnęła się - a ty?
 - Bardzo dobrze. Pomóc ci w czymś?
 - Możesz mnie zaprowadzić do garderoby? Nie chcę Aleksego budzić.
 - Idiota - mruknęła Andrea pod adresem brata. Podała rękę Reynie.

 Kol leżał na łóżku, a obok niego Bonnie. Jeszcze spała. Pewnie nawet nie pamiętała co się wydarzyło wczorajszej nocy.
 Brunet westchnął i ponownie zamknął oczy.
 (Tak dla jasności nie było niczego 18+!)
 Wsłuchał się w oddech brunetki. Był spokojny i cichy.
 Usłyszał dzwonek komórki. Sięgnął do kurtki i wyciągnął urządzenie. Przyszedł SMS. Od Elijahy
 "Wiesz gdzie ona jest?"
 Odpisał mu natychmiast:
 "U siebie w domu. Ale nie najlepiej się czuje, więc pewnie cię do niej nie puszczą."
 Wstał szybko z łóżka. Musiał jechać do Reyny.
 - O mój Boże! - usłyszał kobiecy głos - pierwszy raz się upiłam!
 Kol uśmiechnął się.
 - Widzę. Najlepiej nie pij za dużo.
 - Pamiętam... o  nie... czy my...? - spojrzała na niego zrozpaczona.
 - Niczego nie żałuję - powiedział i wyszedł z jej pokoju.
 Uśmiechał się jak głupi do sera.

 Caroline jadła śniadanie. Powoli. Nie miała nastroju na nic. Klaus się nie odzywał. Tyler zresztą też. Jednak hybrydy to dupki!
 - Damon u siebie? - zapytał Enzo, wchodząc do kuchni.
 - Tak. A, bo co?
 - A nic - uśmiechnął się jak idiota.
 Poszła za nim. W salonie stała Elena i Silas, a Lorenzo wprowadzał właśnie Damona.
 - Co wy robicie?! - krzyknęła blondynka.
 - Pomagamy - odpowiedział Silas.
 - Dajcie spokój. Ja nie chcę! - jęczał Salvatore.
 - Zamknij się - powiedział cicho nieśmiertelny i spojrzał mu w oczy - włącz to!
 Wyraz twarzy Damona zmienił się z bezuczuciowego na pełen rozpaczy.
 - Eleno... ja przepraszam - spojrzał w jej oczy przez sekundę i spuścił wzrok.

 Nadeszła upragniona noc. Była pełnia. Wszystkie półksiężycowe wilkołaki zebrały się wokół ogniska. Czekały, na to aż Qetsiyah skończy robić miksturę.
 Tatia się niecierpliwiła. Obok niej siedziała Sophie Deveraux, spętana magicznymi kajdanami.
 - Gotowe - oznajmiła czarownica, wstając z ziemi. Podała Jackson'owi miksturę - niech każdy to wypije, wtedy nie przemieni się po skończeniu pełni. Ale żeby zadziałało trzeba zabić czarownicę z krwi tej, która rzuciła na was klątwę!
 Petrova wstała i pociągnęła za sobą Sophie.
 - Proszę, nie - szeptała przerażona - moja siostrzenica...
 Nie dokończyła. Qetsiyah bez żadnych emocji poderżnęła jej gardło.
 Wilkołaki spojrzały po sobie, ale wypili miksturę wiedźmy. Czekali pełni napięcia. Pełnia przeminęła. Nie przemienili się.

 Jeremy był wściekły. Bonnie właśnie powiedziała mu, że całowała się z Kolem!
 Wybiegł z domu. Nie chciał patrzeć na nią. Zrobił to samo co Damon. Poszedł do baru się upić.*

 - Wpuście mnie! Do jasnej cholery! - Elijah walił w drzwi.
 Był wściekły, bo od kilkunastu minut nikt go nie chciał wpuścić.
 - Nie drzyj się tak - w końcu otworzyła mu brunetka - Aleksy śpi, a Reyna nie chce go budzić.
 - Mogę wejść? - zapytał spokojnie Pierwotny.
 - Och... No dobra - odsunęła się na tyle by mógł wejść - ale ona też śpi.
 - Czuję krew. O co tu chodzi?
 - Nikt ci nie powiedział? Moja siostra umiera, bo żniwa nie zostały ukończone! Jeszcze jedna czarownica musi zginąć...
 - Nikt więcej nie zginie - przerwał jej.
 - Nie rozumiesz. Te dziewczyny ożyją po skończeniu rytuału. To stara magia. Najstarsza. Jeszcze jedno. Davina i tak umrze, ale pociągnie za sobą cały Nowy Orlean.
 - Czemu mam ci wierzyć? - zapytał cicho podchodząc do niej.
 - Bo kochasz moją siostrę. Nie zaprzeczaj. Widać to w twoich oczach kiedy się o niej wspomni. Słychać było to, kiedy się tu dobijałeś. Ale boisz się to wyznać, bo wymazała ci pamięć. Wierz mi. Można jej zaufać. Już tyle zrobiła by chronić to miasto i tych, których kocha...
 I ponownie coś przerwało Andrei. Tym razem był to odgłos wymiotów.
 - Aleksy! Rusz swój zgrabny tyłek i pomóż Reynie - krzyknęła - co za idiota - dodała już ciszej i weszła na schody.

 Rebekah siedziała na wykładach. Jako jedyna z całej "elity Mystic Falls". Nikt z nich nie przychodził. No, może poza Bonnie, która miała z nią tylko jeden wykład. Pierwotna musiała przyznać, że tęskni trochę za Stefanem.
 Słuchała monotonnego głosu wykładowcy. Nic nie rozumiała z tego co mówił.
 W końcu skończyły się zajęcia i Bekah mogła oddać się przyjemniejszemu zajęciu. Pojechała do spa.
 Taki relaks pomógł wampirzycy uporać się z stresem i tęsknotą. Nie całkowicie, ale tylko troszeczkę.

 Sobowtór Petrovej siedziała w eleganckiej restauracji. Na nikogo nie czekała, po prostu siedziała. W końcu była wolna. Klaus dał jej tego czego chciała. Ale trochę za późno. Nie miała dokąd pójść. Rodzinę straciła pięćset lat temu. Wypiła kolejny kieliszek wina.
 - Co taka piękna kobieta siedzi sama?
 Spojrzała na wampira.
 - Katherine Pierce, prawda?
 - Prawda, a ty? - zaczęła z nim flirtować.
 - Lorenzo. Ale mów mi Enzo. Może pójdziemy się zabawić na mieście?
 - Z przyjemnością - upiła resztkę wina i pozwoliła mu się wyprowadzić z lokalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz