sobota, 3 października 2015

Rozdział 18

Minęło już kilka dni. Caroline ani Elena nie odstępowały Bonnie na krok. Stefan cieszył się z takiego obrotu sprawy, choć musiał całymi dniami zajmować się Damonem. Elena co jakiś czas próbowała przemówić jego bratu rozumu.
 - Damon! Proszę! Idioto! Kocham Cię! - pewnego razu nie wytrzymała i się na niego wydarła.
 - Odwal się! - warknął bez emocji (!)
 Elena wróciła do salonu i usiadła na fotelu. Wbiła puste spojrzenie w ścianę i tak siedziała.
 - Potrzeba kogoś silniejszego niż ty czy Pierwotni - powiedział Enzo wyrywając Elenę z otępienia.
 - Niby kogo?
 - Pomyśl, kto jest starszy niż wampiry?
 - Nawet nie myśl o Silasie! Ten wariat próbował nas zabić!
 - Ale ma jeszcze siostrę. I to jest jego lepsza wersja.
 - Ok. Spróbujemy. A co jeśli nie będzie mogła? - Gilbert była pełna zwątpienia.
 - To zmusi brata - odpowiedział Enzo.

 Silas zaparkował przed rezydencją. Amara jako, że była od niedawna w tym świecie, była pod ogromnym wrażeniem. Jej piękne oczy chłonęły cały dom.
 - Jako to możliwe, że świat tak się zmienił? - zapytała, ponownie patrząc na ukochanego.
 - Sam nie wiem - uśmiechnął się - zapytasz Reyny.
 Wysiedli z samochodu i weszli do środka. Oczom Amary ukazał się elegancki hol.
 - Coś jest nie tak - Silas zmarszczył nos.
 I właśnie w tym momencie na schodach pojawił się Aleksy. Chłopak stanął jak wryty na widok starszego brata.
 Silas bez namysłu rzucił się na chłopaka.
 - Jak ty możesz żyć?! - warknął.
 - Magia Qetsiyah - stęknął.
 Wtedy sobie przypomniał, że przecież może używać magii (!). Odepchnął brata ruchem ręki i przygwoździł go do ściany.
 - Przestań! - krzyknęła przerażona Amara. (dodam jeszcze, że ona nie znała nigdy młodszego rodzeństwa Silasa ~dop. autora).
 - Nie bój żaby, skarbie. Nie mam zamiaru go zabić. W końcu jest moim bratem. Silas - zwrócił się do niego - puszczę cię i porozmawiamy na spokojnie, ok?
 - Ok - westchnął chłopak.
 Aleksy go puścił i nieśmiertelny usiadł na sofie.
 - Mów.
 - Z Reyną jest źle i to bardzo - zaczął bez ogródek Aleksy - od dwóch dni nie wychodzi z łóżka, a wczoraj zaczęła wymiotować krwią.
 - No to źle - skwitował Silas.
 - Kol szuka teraz Daviny. Widział ją kiedy zabierał Bennett z przymusowej "terapii" - zaznaczył cudzysłów palcami.
 - No to nam nie pomoże - do willi wszedł Lorenzo, a za nim Elena.
 - Amaro poznaj swojego sobowtóra, Elenę. Eleno poznaj Amarę - uśmiechnął się Silas.
 Dla nieśmiertelnej to była bardzo dużo. Ale uśmiechnęła się i uścisnęła dłoń Gilbert.
 - W czym pomóc? - zapytał Aleksy, jak zwykle podekscytowany nową sytuacją.
 - Damon wyłączył człowieczeństwo... - zaczął Enzo.
 - ... A wy chcecie, aby wam pomóc - zakończył Silas - zgoda. Ale pod jednym warunkiem - zaznaczył - pomożecie nam znaleźć Davinę Claire.
 - Wow - Elena była zaskoczona.
 - To, albo nici z pomocy.
 - Zgoda - zawołali chórem Enzo i Elena.

 Klausowi znowu udało się wyrwać z domu. Chciał iść do Caroline, kiedy zatrzymał go Diego.
 - Marcel nie żyje - powiedział wściekle - miałeś w tym udział? - zapytał z wyrzutem.
 Ale Nik nic nie odpowiedział. Poczuł ponownie stratę najlepszego przyjaciela.
 - I co? Nic nie odpowiesz?
 - Jak? - zapytał cicho.
 - Ktoś przebił go kołkiem. I jeszcze widziano Thierry'ego jak spacerował sobie spokojnie po mieście.
 - Ale Thierry jest w ogrodzie...
 - ...tylko, że nie ma tam żadnego wampira. Wszystkie uciekły. Kazałem innym przeszukać miasto, ale, jak mówiłem, widziano tylko Thierry'ego.
 - Zajmiemy się tym. Spróbuj przechwycić swojego przyjaciela i wyślij kilka wampirów poza Nowy Orlean, aby poszukali reszty. Ale to mają być ci, którzy znają tamtych.
 - Oczywiście. A co z zabójcą Marcela?
 - Znajdziemy i zabijemy - Mikaelson uśmiechnął się

 Bonnie wyszła na spacer. Pierwszy w jej mniemaniu dzień wolności. Elena gdzieś wyszła z Enzo, a Caroline ze Stefanem, więc czarownica skorzystała. Ale najpierw zabezpieczyła pokój Damona zaklęciami.
 Weszła właśnie do jednego z barów na Bourbon Street. Był bardzo podobny do Mystic Grill. Usiadła przy barze i zamówiła kolejkę. Barman nawet nie poprosił jej o dowód z czego Bennett się ucieszyła.
 Po jakimś czasie ktoś koło niej usiadł i także zamówił kolejkę. To był Kol. Nie miał dziś w sobie nic z drwiny. Był smutny.
 - I na co się gapisz?
 - Na nic - odparła i wypiła trunek.
 Był już wieczór. Bonnie i Kol były okropnie pijani. Dziewczyna wyszła chwiejnym krokiem z baru. Przeszła raptem przecznicę, kiedy napotkała grupę pijaczków. Ominęła ich nie zważając na obleśne komentarze pod jej adresem.
 - Kotku! Poczekaj! Zabawmy się - krzyknął i podbiegł do niej.
 Złapał ją mocno za nadgarstki i wykręcił je.
 Jako, że Bennett była pijana nie mogła użyć magii.
 Wtem faceci zaczęli znikać. Na ich miejscu pojawił się Kol. Mimo tego, że był pijany nie pozwolił skrzywdzić czarownicy.
 - Wszystko w porządku? - zapytał, jąkając się trochę.
 Nie odpowiedziała. Pocałowała go. Z wielką pasją.
 Pierwotny odwzajemnił go. Potem mógłby zwalić to na to, że był pijany i ona była pijana. Ale wiedział, że była by to nie prawda.

 "Gdzie ten idiota się podziewa! Przyrzekam, że go zabiję!" - krzyczały myśli Andrei.
 Wracała właśnie z lasu. Nazbierała tam kilka rodzajów ziół potrzebnych jej do zaklęcia. Jej komórka zadzwoniła.
 - Aleksy, gdzie ty do jasnej cholery jesteś?! - zapytała zimnym tonem.
 "- Aleksy śpi. Może byś wpadła do nas? Przywitała się jak w rodzinie, Andreo?"
 - Silas, nie mam czasu...
 "- ... Na takie bzdety. Wiem. Ale z Reyną jest źle. Przydałaby się nam twoja pomoc."
 - Będę za godzinę, góra dwie - rozłączyła się i wsiadła do samochodu.

________________
Może być?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz