wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 10

UWAGA! Zmieniam styl pisania z pierwszoosobowego na trzecioosobowy.
+dzisiaj urodziny obchodzi Nathaniel Buzolic (Kol), dlatego dodaję dzisiaj rozdział (choć Kol nie pojawi się w nim)
____________________________

Bagna pod Nowym Orleanem

 Czarownica szła bardzo szybko przez bagna. Nie podobała jej się okolica, no, ale trzeba to wytrzymać. Choćby dla zemsty.
 - Eve? - zawołała kobieta.
 - Przyszłaś.
 - Mamy przecież umowę. Ja zdejmę z twojego rodu klątwę i pomogę wam kontrolować przemiany, a wy za to pomożecie mi z wojną.
 - Oczywiście - odpowiedziała Eve.
 - Podczas pełni rzucę czar, a do tego jest jeszcze miesiąc. I tak muszę się dowiedzieć jakie zaklęcie zostało wykorzystane. Do zobaczenia za tydzień - rzuciła Qetsiyah na odchodne.

Nowy Orlean

 - Proszę przygotować referat z dzisiejszego wykładu - pożegnał klasę Maxfield i zniknął w swoim gabinecie.
 Brunet właśnie pakował swoje książki do torby, kiedy zauważył ładną blondynkę. Podszedł do niej i przywitał się.
 - Hej, jestem Enzo.
 - Reyna.
 - Czy my się wcześniej nie spotkaliśmy?
 - Może, może nie. Dużo podróżuję, ale ciebie bym zapamiętała.
 - Czy to ma być komplement? - zapytał z błyskiem w oku.
 - Może, może nie. Domyśl się  - szepnęła mu na ucho.
 - Gdzie mieszkasz? - krzyknął kiedy odchodziła.
 - Trzecie piętro, pokój 302  - puściła mu oczko i wyszła z sali.
 - Ale ja ją na pewno gdzieś spotkałem - Enzo szepnął sam do siebie i także wyszedł z sali.
"To  niemożliwe" - myślała gorączkowo Reyna wracając do akademika. "Przecież spotkałam go ponad pół wieku temu i wymazałam mu pamięć!"
 - Thierry, nie powinieneś się tu pokazywać.
 - Wybacz, ale zobaczyłem, że coś cię niepokoi - odpowiedział ze skruchą.
 - Nic się nie stało. A może jednak? - westchnęła.
 - Powiesz mi w pokoju  - uśmiechnął się pierwszy raz od wydostania się z "ogrodu".
 Weszli do pokoju, a tym zastali Silasa.
 - Proszę, proszę. Moja siostra znalazła sobie chłopaka - klasną w dłonie i wstał z łóżka.
 - To nie chłopak, tylko znajomy.
 Kiedy nieśmiertelny zobaczył smutek w jej oczach przestał być żartobliwy.
 - Co się stało?
 - Właśnie nie wiem. Spotkałam dziś chłopaka na wykładach, którego zahipnotyzowałam kilka dekad temu.
 - I co?  - zaciekawili się obaj chłopcy.
 - Powiedział, że mnie skądś kojarzy. Ale to nie możliwe. Moja hipnoza jest niezawodna.
 - Reyna - powiedział Silas - co jest twoją słabą stroną kontroli nad magią?
 - Cholera! - krzyknęła - wiedźmy nie dokończyły żniw.
 - Pamiętam. Marcel kazał zabić czarownice, ale uratować te szesnastolatki  - mruknął Thierry.
 - Kogo uratowaliście? - zapytała Reyna.
 - Davinę Claire. Jest bardzo potężna, ale także potrafi wykryć magię.
 - Ale ona musi zginąć w żniwach! Inaczej stracę magię. Na zawsze.
 - Ale czemu żniwa z Nowego Orleanu? - zamyślił się Silas.
 - Kiedyś odbywały się w Paryżu, ale czarownice się przeniosły, a razem z nimi moc żniw.
 - Jest problem - rzekł Thierry - twoja perswazja przestanie działać, Kol się w końcu wygada i nici z naszego planu.
 - Ale to nie jedyny problem...

 Nawet nie wiedziała ile czasu już tu siedzi? Tydzień, miesiąc? Ani Bonnie ani Qetsiyah, czy jak tam ona woli, Tessa.
 Wszystko ją bolało od braku krwi. Czuła jak jej żyły ocierają się o siebie. Elena już straciła nadzieję, że stąd wyjdzie kiedy usłyszała kroki. Po chwili do groty zajrzał chłopak o niebieskich oczach i brązowych oczach włosach.
 - Andrea! Znalazłem ją - krzyknął w stronę wyjścia.
 - Już idę, Aleksy - odkrzyknęła.
 Chłopak podszedł do niej i pociągnął za łańcuchy. Sobowtór syknął z  bólu.
 - Wiedźmy to sprytne stworzenia. Ale Qetsiyah jest taka przewidywalna  - szepnął sam do siebie - Andrea! - ponownie krzyknął.
 - Jestem, jestem -  do groty weszła brunetka z brązowymi oczami. Na ramieniu miała torbę.
 Uśmiechnęła się w stronę Eleny i z torby wyciągnęła woreczek z krwią. Podała ją Aleksemu.
 - Pomożemy ci, ale ty też musisz nam pomóc - zaczął chłopak - widzisz, moja bliźniaczka i ja wróciliśmy z martwych i bardzo chcemy się zemścić, dlatego muszę odnaleźć naszego brata i siostrę. Ale o reszcie powiem później - uśmiechnął się i przyłożył Gilbert do ust woreczek.
 Kiedy brunetka opróżniła torebkę z krwi poczuła się lepiej.
 - Masz pojęcie gdzie oni mogą być? - zapytała Andrea.
 - Chyba... pojechali do Nowego Orleanu - powiedziała cicho Elena.

 Damon Salvatore chodził po mieście. Sam. Dlaczego? Bo Elena nie chciała z nim pójść. Od przyjazdu do tego miasta była jakaś inna. Nie zachowywała się jak Elena Gilbert. Zmieniła cały swój styl taki pomiędzy Katherine a Elena.
 Wszedł do jakiegoś baru i zamówił burbona. Obsłużyła go śliczna blondynka, która mogła by być siostrą Caroline.
 Wypił dopiero butelkę, kiedy zauważył jak Stefan wchodzi do baru i kieruje się w stronę kuchni.
 - Co to jakiś dzień bycia nie sobą? - rzucił sarkastycznie.
 - Może jeszcze jedną butelkę? - zapytała kelnerka.
 - Poproszę - odpowiedziałem grzecznie jednocześnie wytężając słuch.
 - Sophie Deveraux mam do ciebie pytanie.
 - Nie wiem kim jesteś, ale lepiej odejdź.
 - Nie przedstawiłem się. Mam na imię Silas. Chyba o mnie słyszałaś?
 - Nieśmiertelny, który wykorzystał czarownicę. Tak słyszałam.
 - Więc lepiej odpowiedz na moje pytania.
 - Ok, pytaj.
 - Czemu żniwa nie zostały ukończone?
 - Marcel porwał ostatnią szesnastolatkę i nie możemy dokończyć żniw, ale staramy się odzyskać Davinę.
 - A czemu czarownice nie mogą czarować?
 - Davina wykrywa magię, ale tylko rodową, pochodzącą z Nowego Orleanu. Innych wiedźm nie wykryje.
 - Tylko to chciałem wiedzieć. Zapomnisz, że mnie widziałaś.
 Następnie wyszedł z restauracji, tak jakby nic się nie stało.
 - A to ci heca! Silas podąża za nami - Damon dopił trunek i wyszedł z Rosseasu's.




1 komentarz:

  1. Dobrze Ci zrobiło przejście w narrację trzeciooeobową, Twój styl pisania się poprawił.

    OdpowiedzUsuń